czwartek, 5 lutego 2015

Rozdział 2

Nowy Jork nie był taki jak mówili. Był o wiele wspanialszy. Powietrze pachniało spalinami, ale o wiele..świeższymi? Vegas było przepełnione smrodem, bandytami i krwią. Tu było inaczej, wszyscy się szanowali. Czuli się tak..rodzinnie? Był świeży poranek. Światło przebijało się przez chmury dając jasną powłoczkę. Po wczorajszym deszczu, wszystko było piękne. Spodziewałam się wielu kałuż, błota i rozwścieczonych kupców których deszcz przepędził z roboty. Ale było inaczej. Ludzie przechadzali się po ulicach, śmiejąc się i rozmawiając. Wszyscy byli dla siebie mili, to było dziwne. Wychowałam się w świecie z bólu, krwi i kłamstwa. To życie było inne, wspaniałe, niemal bajeczne. Weszłam na pobliski targ. Stragany były obstawione owocami i warzywami. Nie brakowało biżuterii, codziennych przedmiotów i zabawek. Przeszłam przez szereg towarów aż zaburczało mi w brzuchu. Miałam wiele okazji żeby coś zawinąć ale..coś mi w tym przeszkadzało. Tak jakby nie chciałam psuć dnia tym osobom. Psuć dnia? A czy oni martwili się o mój dzień? Czy zrobili coś żebym kiedykolwiek poczuła się kochana? Czy odrzucili miecz lecący w moją stronę? Jednak coś tutaj mnie onieśmielało. Nie widziałam żądzy mordu i kradzieży, którą wpajano mi od dzieciństwa. Nie widziałam innej drogi. Nawet na moment nie pomyślałam żeby coś zmienić. Czy to był błąd? Czy na prawdę chciałam to zmienić? Sama? Nie znałam teraz odpowiedzi na te pytania, ale coś kazało mi się zmienić. Burczenie stawało się coraz natarczywsze, dosłownie zwijałam się z głodu. Co prawda miałam pieniądze, ale było ich nie wiele. Musiały mi starczyć aż do następnej roboty. Musiałam kupić bandaż i jakieś leki. Zatrzymałam wzrok na jabłkach. Były takie czerwone i soczyste. Ślinka spłynęła mi po ustach. Natychmiast zlizałam ten akt słabości. Nie jadłam od..Ile to właściwie było? Trzy, cztery dni? Podeszłam do soczystych jabłek. Mój brzuch natychmiast dał o sobie znać. Może odrobinę za głośno niż powinien. Sprzedawca od razu mnie zauważył. Miał brązowe, roześmiane oczy i białe zęby. Ubrany był w brązową, skórzaną kurtkę. Myślałam że mnie odgoni. Robili tak często. Ale on zamiast tego zrobił coś dziwnego. Podał mi jabłko. Wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem,. Za darmo? Tak bez niczego? Przechyliłam głowę, odsłaniając szyję i wielkiego siniaka. Mężczyzna zmarszczył brwi.
-Co Ci się stało?
-Nic ja..miałam wypadek na rowerze. Części były uszkodzone i uderzyłam w drzewo
-O jej. Nic Ci nie jest? wyglądasz na głodną
-Nie ja tylko
Ponownie się uśmiechnął. Podał mi jabłko i pociągnął za moją dłoń. Mogłam go przewalić jednym zamachem ale nie stanowił zagrożenia. Chyba chciał mi pomóc.
-Co z rowerem?
-Nie dało się go już naprawić
- I nie masz na czym jeździć?
Kiwnęłam głową. W sumie to motor był rozwalony. Nie do końca kłamałam.
- Wiesz co? Chyba mam jakiś sprzęt na boku. Mogłabyś to jakoś odpracować
Dreszcz przeszedł mi po plecach. Już widzę tę pracę. Szybko zaprzeczyłam głową
-Chodziło mi o pracę w warsztacie. Wiesz mam zakład samochodowy, umiesz się tym zajmować?
-Tak, umiem rozłożyć i złożyć samochód do kupy. Mogłabym jakoś..zarobić?
-No jasne! Brakuje mi pracowników którzy się znają na robocie. Wiesz co? Za godzinę kończę pracę. Spotkamy się tutaj i pójdziemy do zakładu, ok?
Zastanowiłam się. Nie stanowił zagrożenia a praca zawsze jest spoko. Nie kłamałam - lubiłam grzebać przy autach. Mogłam się odprężyć i zarobić co nieco.
- Jestem Roy Founick - facet wyciągnął do mnie rękę.
- jestem Jessica Wroy- odpowiedziałam i nawet nie zdałam sobie sprawy, że użyłam prawdziwego imienia
***
Więc mam godzinę. Ruszyłam przed siebie ku nowym straganów. Jabłko było pyszne, dosłownie rozpływało się w ustach. Jadłam delektując się każdym kęsem, jednak pokusa głodu była zbyt silna. Ze smutkiem wyrzuciłam ogryzek do śmietnika. Przy następnym straganie coś mnie zaciekawiło. Mianowicie była to broń. Piękny, starannie wykonany miecz. Katana i do tego oryginalna. Podniosłam broń w ręce. Czarna ze srebrzystymi kamyczkami na rękojeści. Była niebywale lekka i szybka. Walczyłam już takimi, ale nigdy nie miałam swojej. Kupiec zabrał mi miecz i odłożył na miejsce. 
-Chyba nie powinnaś się bawić bronią co? 
-Zbieram je do ozdoby, ile ta kosztuje?
-Sam nie wiem, miecze są zawsze drogie!
-Ech nawet nie jest oryginalna - skłamałam - Widać to po zarysowaniu. O widzi Pan? Jest zamazane
-Niech to szlag! A przecież zapewniali mnie że to oryginalna broń! Niech to jej cena ogromnie spada. 
-Wie Pan. niech ją Pan dla mnie odłoży. Sprzedam ją potem do specjalnego ośrodka podróbek broni. Przetopią ją na metal albo wstawią do gabloty. Jest całkiem podobna do oryginału. 
-No dobra, odłożę. Ale nie będę czekał wiecznie! Mogę ją komuś sprzedać, no ale niech Ci będzie. Ufam Ci
Pokiwałam głową w uśmiechu. Katana była oryginałem. Była warta ponad 700 Euro. Nie miałam tyle. Musiałam zacząć oszczędzać, jeśli chciałam ją mieć. Skłoniłam głową na kupca i odeszłam dalej. Nie wiedziałam co zrobić. Nie chciałam odchodzić za daleko od targu bo wtedy z pewnością nie trafiłabym do Founick'a. Z drugiej strony chciałam się trochę rozejrzeć, zobaczyć gdzie są ślepe uliczki, gdzie skróty i gdzie się nie zapuszczać. Miałam cały dzień na łażenie bez celu i gapienie się na Nowy Jork. Wieczorem miałam dostać robotę i klucze do jakiegoś mieszkania. Nie liczyłam na luksusy, szczególnie po mojej ostatniej akcji. Zdenerwowałam Szefa i mogłam być mu wdzięczna, że jeszcze żyję. To prawda, miałam dość takiego życia. Ciągłe życie na krawędzi nie było łatwe. Ja chciałam jedynie odrobinkę miłości, chociaż trochę. Ale nikt mi jej nie dał. Czułam cholerną zazdrość kiedy mijałam pary czy śmiejących się przyjaciół. Usiadłam na ławeczce wpatrując się w niebo. Oczy bolały mnie coraz bardziej więc opuściłam głowę. Wtedy usłyszałam chłopaka z gazetami. Nawoływał coś o nowości i zamaskowanych bohaterach. Wstałam i z zaciekawieniem podeszłam po gazetę. Na zdjęciu na pierwszej stronie widniało Shuriken. Na następnej fotografii zobaczyłam zamazane sylwetki. Były ich trzy albo nawet pięć. Uciekały przed kamerami i goniły jakieś dziwnych ..ludzi? Ale jak kilka osób może wyglądać tak samo? Coś tu jest nie tak, czuję to. Zwróciłam chłopczykowi gazetę i wróciłam tam, gdzie umówiłam się z facetem od pracy. Czekał na mnie oparty o skrzynki z owocami. Kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się i pomachał mi ręką. Więc mówił serio? Może będę mieć jakąś normalną pracę! Facet zaprowadził mnie pod trochę stary zakład. Wprowadził mnie do środka i pokazał motor. Był czarny, dobrze zbudowany i chyba młodzieżowy.
- Umiesz go naprawić? Miał małą stłuczkę a bak z olejem rozlał się po częściach. Trzeba to jakoś wyczyścić. Proszę ciebie bo sam nie znam się na motorach.
Obejrzałam uważnie wgłębienie po stłuczce. Przejechałam palcem po brudnych od oleju rurach. Dało się zrobić. Nawet bardzo łatwo, jeśli się ma części.
- Spróbuję, ale potrzebuję jakiś narzędzi i nowego zderzaka.
Roy kiwnął głową i po chwili wrócił z szarą skrzyneczką. Nie było to wiele ale wystarczy. Nie muszę mieć najlepszych narzędzi.
-Dzisiaj jadę do sklepu po części, może załatwię ten zderzak - powiedział wpatrując się niepewnie w dziurę po zderzeniu -Na pewno dasz z tym radę?
-Naprawiałam już gorsze sprzęty - dodałam z uśmiechem
Mężczyzna kiwnął głową i poszedł naprawiać samochód. W warsztacie nie było innych pracowników, może dla tego że dzisiaj sobota? Wzruszyłam ramionami i zabrałam się do roboty. Odkręciłam zepsutą część i zdjęłam przeciekający bak z olejem. Robota była brudna, ale zawsze coś. Przejechałam brudną ręką po twarzy. Było gorąco, a zapach spalin nie ułatwiał mi roboty. Odłożyłam brudny sprzęt i wytarłam ręce o ziemie. Wstałam i poszłam spytać o szmatkę i wodę. Roy wybuchnął śmiechem na mój widok. Byłam cała umazana czarną smołą z baku. Rzuciłam mu pogardliwe spojrzenie i sama zaczęłam się śmiać.
-Imię Jessica kojarzy się raczej z jakąś czystą dziewczyną - właściciel zakładu nadal nie przestawał się śmiać
-W takim razie mów mi Jess - rzuciłam w niego szmatką z czarną substancją. Uwaliła ma włosy ale on tylko wybuchnął kolejnym atakiem śmiechu. Wzięłam ze stołka wodę z szmatką. Wróciłam do motoru i zajęłam się czyszczeniem. Wieczorem miałam spotkać się z Szefem, ponoć ma dla mnie jakąś robotę..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz