piątek, 27 lutego 2015

Wasze Pomysły na ciąg dalszy

Witajcie ^^ W tym poście niestety nie przedstawię następnego rozdziału. Chciałabym serdecznie podziękować za wszystkie miłe komentarze i wiernych czytelników. Postanowiłam dać wam wolną rękę co do "historii" naszej czwórki Pizzo-Żerców :) A więc o co mi dokładnie chodzi? Z tą historią zaczęłam spontanicznie. Nie miałam zielonego pojęcia jak opowiadanie ma się potoczyć i jak zacząć. Nie miałam choćby próbki rozdziału nigdzie, więc otwarcie powiem- pisałam z głowy :) Może zacznę trochę jaśniej. Brakuje mi pomysłów od rozdziałów 6+ a nie chcę zabierać wam tej przyjemności. Macie już pomysł o czym mógłbybyć jakiś rozdział? Z chęcią przyjmuje wszelkie propozycje. Czy to nawet takie, że żółwie jedzą lody czekoladowe :)
 Wasze pomysły proszę przesyłać na adres E-mail
niebieskanoc@gmail.com 
Zależy mi,aby pomysły nie były pisane w komentarzach (ze względu na innych czytelników, którym nie odbiorę frajdy niewiedzy) odpowiadam na wszelkie maile i nie gardzę zwykłą rozmową w celu poznania mnie. Przypominam- pytania śmiało zadawajcie w etykiecie "Moje opinie" lub pod tym wpisem. Przypominam każdy może zadawać pytania anonimowo :) 
I oczywiście czym byłby ten post bez Żółwi? Zobaczcie co udało mi się zdobyć w kiosku :3
Trening był jednak przydatny! Trzymajcie za mnie kciuki na jutrzejszym meczu!
Pozdrawiam :)
Do-za-piszenia :3 
~~Nighty

niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 4

Odetchnęłam głęboko, lecz po chwili musiałam dalej biec. Walczyłam z mutantami-żółwiami już ponad dwie godziny. Byłam totalnie zmęczona. Obok mojej głowy przeleciało właśnie sai. W oddali usłyszałam "Raph nie rzucaj bronią!". Sztylet wbił się w ścianę budynku, a wojownik podbiegł do niego i bez problemu go wyjął. Zeskoczyłam na ulice i uniknęłam zamachu katany. Wypuściłam powietrze z płuc i odetchnęłam. To nie była równa walka, mieli przewagę lecz nie dawałam się pokonać. Kiedy najmniejszy z ninja przypuścił atak, zabrałam mu broń, prostym ruchem nadgarstka.
-Hej, bawiłam się w tym w przedszkolu! Jak to szło..-głośno pomyślałam
-To nie skakanka, tylko japońska broń -krzyknął ten z kijaszkiem- Jest niebezpieczna!
Zakręciłam Nun z czego powstał mały wiatraczek. Umiałam tym walczyć, mieliśmy je na treningu. Ta broń nie była tak dobra jak japoński miecz, ale zawsze to coś. Poluzowałam łańcuch i przeskoczyłam go jak w skakance, robiąc jednocześnie salto do tyłu. Efekt był taki, że żółw w fioletowej opasce oberwał i podleciał do tyłu. Przywalił w stojący nieopodal śmietnik, zamykając jego klapę. Rozbawił mnie ten widok. Schowałam broń żółwia do torby. Straciłam czujność. Czerwony przejął walkę, sprzedając mi niezłego kopa w plecy. uderzenie było tak silne, że przywaliłam głową w ścianę. Instynktownie złapałam ręką za obolałe miejsce. Rana nie była rozległa, więc tylko rozmazałam krew na palcach. Zatamowałam krwawienie ręką, po czym odwróciłam się do wroga. Oddychał ciężko i najwyraźniej trochę się uspokoił. Dostrzegłam jego jasno-zielone tęczówki. Wstałam do pionu przytrzymując się ściany, w którą przywaliłam. W głowie huczało mi od bólu, a zapach mojej krwi przyprawiał mnie o mdłości. Nie zamierzałam się poddać, ja nigdy się nie poddaje. Ból rozrywał mi czaszkę, muszę to szybko opatrzyć. Cztery pary oczu wpatrywały się we mnie z ciekawością. Wiedzieli że nie mam z nimi szans, a przynajmniej nie z rozbitą głową.
-Oddaj kamień a puścimy cię wolno
-Po co wam ten klejnot? -spytałam z wyraźnym osłabieniem
-To nie jest zwykły klejnot, tylko potężna dawka energii słonecznej z innego wymiaru! Stanowi zagrożenie dla miasta!-dodał żółw w fioletowej bandamie
Inny wymiar? Zagrożenie?Więc to nie zwykła błyskotka? Szef pewnie o tym nie wie. No bo po co mu jakieś kamienie z końca wszechświata? W głowie kłębiło mi się mnóstwo pytań. Jak oni mogą żyć? Z kim walczą? To ja oberwę jeśli im to oddam. Nie mogę na to pozwolić. Za mną była ściana, a po prawej oparty o ścianę motocykl. Jeśli nie działa będę w niezłym bagnie. Koło mutantów znajdowała się jakaś rura. Przypominała rury z gazem, więc nie zastanawiałam się dług tylko wymierzyłam w nią nożem. Szybko zrobiłam parę bolesnych kroków i wsiadłam na motor. Ruszyłam i skręciłam w pierwszą lepszą uliczkę. Za sobą słyszałam kaszel mutantów. Odetchnęłam głęboko. Udało mi się uciec.
***
Po powrocie do domu odpoczęłam i odkaziłam ranę na głowie. Przecięcie nie było takie wielkie, jedynie guz strasznie bolał. Wyglądało to tak jakbym miała wypadek samochodowy czy coś w tym stylu. Przynajmniej nikt nie pomyśli że walczyłam. Wstałam i rozejrzałam się po kuchni, w której siedziałam. Mieszkanie nie było za duże, było w sam raz. Mały pokój, kuchnia i łazienka. Byłam zadowolona dopóki Szef za to płacił. Ale nie na długo. Nigdy nie był dla mnie łaskawy, to niby czemu teraz miałby się zmienić. Jeśli nie przyniosę rezultatów zbije mnie na kwaśne jabłko. Klejnot miałam oddać dopiero jutro, więc miałam jeszcze czas na własne zachcianki. Schowałam klejnocik do kieszeni, gdzie był bezpieczny. Kot nosi diamenty w kieszeni? Nikt się nie domyśli. Narzuciłam kurtkę na ramiona i chwyciłam w dłoń Nunchaku. Czas oddać zgubę- powiedziałam sama do siebie i ruszyłam na zwiad.
***
-W kółko to samo! jest dobrze, ale tamci zawsze muszą mnie wkurzyć!
-Problemy z agresją? Kto tu ma problemy z agresją!
Czerwony kopnął śmietnik i oparł się głową o ścianę. Osunął się na ziemię i usiadł. Śledziłam go od dobrych 20 minut, w sumie nie miałam nic innego do roboty. Mogłabym powalczyć trochę z mutantem, czemu nie. W końcu jakoś bym się rozerwała, a walka jest całkiem równa. Złapałam się za rozciętą głowę. No może nie całkiem równa. Zeskoczyłam po cichu z budynku. Podeszłam żółwia od tyłu.
-Dlaczego oni nic nie czają!
-Bo to bracia, bracia nigdy nic nie czają- odezwałam się
Żółw jakby oblany zimną wodą, szybko wstał i wyjął sai.
-To znowu ty! Za słabo ci przywaliłem? 
-Ciekawe jak ty poradziłbyś sobie w grze jeden na cztery!
-Więc przyszłaś na rewanż? 
-Właściwie to nie - rzuciłam mutantowi Nunchaku- Chciałam to oddać
Żółw chwilę się zastanawiał, po czym schował Nun za pasek czy cokolwiek to było.
-Właściwie to skąd wiesz, że to moi bracia?
-Tylko rodzina potrafi tak wkurzać. Dobrze że jestem jedynaczką.
Nie widziałam dokładnie jego twarzy, ale zauważyłam że się uśmiechnął. Gdyby nie patrzeć był całkiem spoko, oprócz tego że był mutantem.
-Śledziłaś mnie tylko po to, żeby oddać mi broń mojego brata? Coś ci nie wierze.
-Chce się dowiedzieć o co chodzi z tym kamieniem i czemu mam go oddać
Zielonooki chwilę się zastanawiał po czym znowu sie uśmiechnął
-Zróbmy tak. Urządzimy sobie mały sparing. Jeśli wygrasz opowiem ci o kamieniu, a jeśli przegrasz to oddasz mi kamień
-Zgoda- odpowiedziałam bez wahania
*************************
Myślę że śmiało moge powiedzieć, że rozdział wstawiłam jeszcze dzisiaj dla pewnej fanki. Ta osoba zapewne wiem o kim mówię :) Więc jak, podoba się?
Proszę każdego który to przeczyta o zostawienie opinii (chociażby krótkiej) w komentarzu
Pozdrawiam
~~Nighty

środa, 18 lutego 2015

Rozdział 3

Podrzuciłam w ręku klucze do mojego mieszkania. Tak! Szef dał mi własne mieszkanie! Spodziewałam się dziury ze szczurami, ale sam fakt że mam gdzie mieszkać. Dziwne. Nigdy nie dał mi kluczy, sama musiałam je zdobyć, albo spać w opuszczonych budynkach. Schowałam przedmiot do kieszeni obcisłych spodni. Byłam już gotowa na pierwszą misję. Ubrana byłam na czarno, a włosy zwiały mi bezwładnie na ramiona. Dawały mi pewien rodzaj osłony, przed ewentualnym rozpoznaniem. Stałam na budynku mieszkalnego. Za chwilę miałam ruszyć na pierwszą misję w tym mieście. Z niecierpliwości wyjęłam mały nożyk i zaczęłam obracać go w palcach. Nie dostawałam broni od Szefa, musiałam sama ją zdobywać. Usłyszałam ciche pikanie nadajnika na moim nadgarstku. Schowałam broń do tylnej kieszeni na udzie. Co jak co ale strój dostałam niesamowity. W końcu byłam niezła. Otworzyłam wiadomość. Mój cel znajdował się na ulicy 6, w budynku numer 3. Nie było w nim zbyt dużo ochroniarzy. Łatwizna - uśmiechnęłam się pod nosem. Miałam zdobyć pewny stary klejnot, który znajdował się w muzeum. Był warty kupę szmalu. Wyłączyłam nadajnik i ruszyłam w drogę.
***
Do muzeum weszłam przez okno. Chyba pobiłam rekord w zbiciu szyby najciszej jak się da. Ochrona wyglądała jak po przebiegnięciu maratonu. ludzie snuli się po budynku, czasami sprawdzając czy aby na pewno jest po północy. Potem smętnie schodzili na parter, a po kilku minutach wracali z kolejną kawą w ręku. Minęłam pomieszczenie z gustownymi obrazami i przywarłam do następnej ściany.  Poczekałam aż śpiący facet odejdzie, abym mogła zacząć. Wokół klejnotu nie było nawet alarmu wykrywającego, najwyraźniej nikt tutaj nie kradł. Szkoda, lubię konkurencję. Zdjęłam szklaną pokrywkę gabloty i ostrożnie wyjęłam z niej kryształ. Był bladozielony i połyskiwał w świetle księżyca. Schowałam zdobycz do torby i podłożyłam zwykły kamień, o podobnym kształcie. Do rana nikt się o tym nie dowie. Jak zajęłam się kamerami? Pod obraz podłożyłam zdjęcia z wczorajszej nocy. Muzeum miało słaby system ochrony. Dziwne że wcześniej nic stąd nie ukradziono. Mój plan był łatwy. Wziąć klejnot i uciec. Jednak okazało się, że miasto nie jest takie bezbronne..
***
Nie dane mi było spokojnie uciec. Na dachu 3 przecznice dalej spotkałam ich. Zatrzymałam się i odwróciłam. W oddali widziałam 4 zbliżające się sylwetki. Były jakieś dziwne. Tak jakby..to nie byli ludzie. Moja twarz zrobiła się biała, a ja przygryzłam wargi. Od dziecka bałam się nie-ludzi. Demony, duchy, mutanty - nawiedzały mnie w najgorszych koszmarach. Ale teraz nie dam się pokonać. Wyjęłam zza uda nóż. Cztery sylwetki były już tylko budynek przede mną. Przeskoczyły na dach i zatrzymały się, odcinając mi drogę.  Chyba zwariowałam..Przede mną stały ogromne..żółwie? Na oczach miały bandamy, a w ręku japońską broń. Cofnęłam się o krok. Nigdy nie widziałam czegoś takiego. To byli mutanci, ale..nie wyglądali aż tak źle. Zawsze śniły mi się stwory z wystającymi żyłami i potwornym spojrzeniem. Tutaj było inaczej. Czułam że nie chcą nie zabić. A przynajmniej nie trójka z nich. To ostatni stanowił zagrożenie i dawkę zabawy. Czułam jego gniew, to jak ściskał w pięściach dwa sztylety sai. Oczy miał owiązane czerwoną bandamą z poniszczonymi końcami. Odezwał się jako pierwszy.
-Donnie mówiłeś że to klan stopy! To zwykła złodziejka!
Zwykła złodziejka? Nie dam się obrażać. A tym bardziej zielonemu mutantowi!
-Uspokój się Raph! Przynajmniej nie dopuścimy do kradzieży - odezwał się ten w niebieskim, po czym zwrócił się do mnie - Oddaj kamień
-Sami go sobie weźcie - nie oddałabym nawet ziarenka piasku, chcąc zrobić im na złość 
-Nie chcemy Cię skrzywdzić- gadał dalej
-Szkoda, zapowiadało się naprawdę ciekawie..
-Dosyć! -krzyknął ten w czerwonym i rzucił się na mnie. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam z nim walczyć. Wymierzył we mnie sai, a ja szybko zrobiłam salto, unikając bólu. 
************************************
Czasami będę używała kolorystyki, abyście mogli odróżnić kto co mówi. Sama nie przepadam za tym sposobem, ale no cóż..Tak będzie przynajmniej łatwiej, no więc:
Leonardo
Raphael
Donatello
Michelangelo
Jess
Jak wrażenia? Proszę komentujcie >.<  

poniedziałek, 16 lutego 2015

Jessica Einmel

Ludzki odpowiednik użyty do zdjęć: Miranda Kerr
***
Jess to stuprocentowa buntowniczka. Ma 15 lat i jest sierotą. Jej domem jest Vegas - świat zła, przemocy i kradzieży. Z wiekiem dostosowała się do okropnego otoczenia. Kiedy się urodziła matka zostawiła ją na ulicy. Mała dziewczynka trafiała z rąk do rąk, zdana na łaskę mieszkańców. Nauczyła się ważnej zasady "Jeśli czegoś potrzebujesz, po prostu to sobie weź". Była prawdziwą doświadczoną złodziejką. Ostatni opiekuni oddali ją do sierocińca, z którego nie raz próbowała uciec. Wtedy zjawił się on - z pozoru godny zaufania, miły biznesmen. Szef wziął Jessice pod swoje brudne, czerwone od krwi skrzydła. Dziewczyna trafiła do agencji złodziejów. Nie była tam jedyną dziewczyną - jej jedyna przyjaciółka Lisa była też jej rywalką. Szkolenie na złodziejkę nie było łatwe. Trzeba było być zwinnym, szybkim, niepozornym, cwanym i umieć posługiwać się bronią. Dziewczyny miały oczywiście pod górkę. Nikt nie myślał, że to właśnie ta czarnowłosa sierota zostanie najlepszą. Z czasem misje wyznaczane przez Szefa były zabójcze. Dziewczyny często wracały z wieloma głębokimi ranami, które sama musiały opatrzyć. Jeśli nie wykonały zadania- czekała ich surowa kara. Ochroniarze mogli je bić, kopać, ciąć i tarmosić. Czasami sam Szef mógł się wyładować na bezbronnych i zmęczonych uczennicach. I wtedy się zbuntowałyśmy. Byłyśmy wtedy takie głupie. Żyję tylko dla tego, że przebiłam nożem rękę Najwyższego Ochroniarza, czyli prawej ręki Szefa. Lisa nie miała tyle szczęścia.. metalowa kulka przeszyła jej czaszkę, plamiąc mi twarz od jej krwi. Od tego czasu wolałam być posłuszną. Jest jeszcze jeden powód, dla którego nie podskakuje. W okolicach tylnych kręgów szyjnych mam nadajnik z funkcją porażenia prądem. Jeden fałszywy ruch, a Szef naciśnie przycisk...





czwartek, 5 lutego 2015

Rozdział 2

Nowy Jork nie był taki jak mówili. Był o wiele wspanialszy. Powietrze pachniało spalinami, ale o wiele..świeższymi? Vegas było przepełnione smrodem, bandytami i krwią. Tu było inaczej, wszyscy się szanowali. Czuli się tak..rodzinnie? Był świeży poranek. Światło przebijało się przez chmury dając jasną powłoczkę. Po wczorajszym deszczu, wszystko było piękne. Spodziewałam się wielu kałuż, błota i rozwścieczonych kupców których deszcz przepędził z roboty. Ale było inaczej. Ludzie przechadzali się po ulicach, śmiejąc się i rozmawiając. Wszyscy byli dla siebie mili, to było dziwne. Wychowałam się w świecie z bólu, krwi i kłamstwa. To życie było inne, wspaniałe, niemal bajeczne. Weszłam na pobliski targ. Stragany były obstawione owocami i warzywami. Nie brakowało biżuterii, codziennych przedmiotów i zabawek. Przeszłam przez szereg towarów aż zaburczało mi w brzuchu. Miałam wiele okazji żeby coś zawinąć ale..coś mi w tym przeszkadzało. Tak jakby nie chciałam psuć dnia tym osobom. Psuć dnia? A czy oni martwili się o mój dzień? Czy zrobili coś żebym kiedykolwiek poczuła się kochana? Czy odrzucili miecz lecący w moją stronę? Jednak coś tutaj mnie onieśmielało. Nie widziałam żądzy mordu i kradzieży, którą wpajano mi od dzieciństwa. Nie widziałam innej drogi. Nawet na moment nie pomyślałam żeby coś zmienić. Czy to był błąd? Czy na prawdę chciałam to zmienić? Sama? Nie znałam teraz odpowiedzi na te pytania, ale coś kazało mi się zmienić. Burczenie stawało się coraz natarczywsze, dosłownie zwijałam się z głodu. Co prawda miałam pieniądze, ale było ich nie wiele. Musiały mi starczyć aż do następnej roboty. Musiałam kupić bandaż i jakieś leki. Zatrzymałam wzrok na jabłkach. Były takie czerwone i soczyste. Ślinka spłynęła mi po ustach. Natychmiast zlizałam ten akt słabości. Nie jadłam od..Ile to właściwie było? Trzy, cztery dni? Podeszłam do soczystych jabłek. Mój brzuch natychmiast dał o sobie znać. Może odrobinę za głośno niż powinien. Sprzedawca od razu mnie zauważył. Miał brązowe, roześmiane oczy i białe zęby. Ubrany był w brązową, skórzaną kurtkę. Myślałam że mnie odgoni. Robili tak często. Ale on zamiast tego zrobił coś dziwnego. Podał mi jabłko. Wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem,. Za darmo? Tak bez niczego? Przechyliłam głowę, odsłaniając szyję i wielkiego siniaka. Mężczyzna zmarszczył brwi.
-Co Ci się stało?
-Nic ja..miałam wypadek na rowerze. Części były uszkodzone i uderzyłam w drzewo
-O jej. Nic Ci nie jest? wyglądasz na głodną
-Nie ja tylko
Ponownie się uśmiechnął. Podał mi jabłko i pociągnął za moją dłoń. Mogłam go przewalić jednym zamachem ale nie stanowił zagrożenia. Chyba chciał mi pomóc.
-Co z rowerem?
-Nie dało się go już naprawić
- I nie masz na czym jeździć?
Kiwnęłam głową. W sumie to motor był rozwalony. Nie do końca kłamałam.
- Wiesz co? Chyba mam jakiś sprzęt na boku. Mogłabyś to jakoś odpracować
Dreszcz przeszedł mi po plecach. Już widzę tę pracę. Szybko zaprzeczyłam głową
-Chodziło mi o pracę w warsztacie. Wiesz mam zakład samochodowy, umiesz się tym zajmować?
-Tak, umiem rozłożyć i złożyć samochód do kupy. Mogłabym jakoś..zarobić?
-No jasne! Brakuje mi pracowników którzy się znają na robocie. Wiesz co? Za godzinę kończę pracę. Spotkamy się tutaj i pójdziemy do zakładu, ok?
Zastanowiłam się. Nie stanowił zagrożenia a praca zawsze jest spoko. Nie kłamałam - lubiłam grzebać przy autach. Mogłam się odprężyć i zarobić co nieco.
- Jestem Roy Founick - facet wyciągnął do mnie rękę.
- jestem Jessica Wroy- odpowiedziałam i nawet nie zdałam sobie sprawy, że użyłam prawdziwego imienia
***
Więc mam godzinę. Ruszyłam przed siebie ku nowym straganów. Jabłko było pyszne, dosłownie rozpływało się w ustach. Jadłam delektując się każdym kęsem, jednak pokusa głodu była zbyt silna. Ze smutkiem wyrzuciłam ogryzek do śmietnika. Przy następnym straganie coś mnie zaciekawiło. Mianowicie była to broń. Piękny, starannie wykonany miecz. Katana i do tego oryginalna. Podniosłam broń w ręce. Czarna ze srebrzystymi kamyczkami na rękojeści. Była niebywale lekka i szybka. Walczyłam już takimi, ale nigdy nie miałam swojej. Kupiec zabrał mi miecz i odłożył na miejsce. 
-Chyba nie powinnaś się bawić bronią co? 
-Zbieram je do ozdoby, ile ta kosztuje?
-Sam nie wiem, miecze są zawsze drogie!
-Ech nawet nie jest oryginalna - skłamałam - Widać to po zarysowaniu. O widzi Pan? Jest zamazane
-Niech to szlag! A przecież zapewniali mnie że to oryginalna broń! Niech to jej cena ogromnie spada. 
-Wie Pan. niech ją Pan dla mnie odłoży. Sprzedam ją potem do specjalnego ośrodka podróbek broni. Przetopią ją na metal albo wstawią do gabloty. Jest całkiem podobna do oryginału. 
-No dobra, odłożę. Ale nie będę czekał wiecznie! Mogę ją komuś sprzedać, no ale niech Ci będzie. Ufam Ci
Pokiwałam głową w uśmiechu. Katana była oryginałem. Była warta ponad 700 Euro. Nie miałam tyle. Musiałam zacząć oszczędzać, jeśli chciałam ją mieć. Skłoniłam głową na kupca i odeszłam dalej. Nie wiedziałam co zrobić. Nie chciałam odchodzić za daleko od targu bo wtedy z pewnością nie trafiłabym do Founick'a. Z drugiej strony chciałam się trochę rozejrzeć, zobaczyć gdzie są ślepe uliczki, gdzie skróty i gdzie się nie zapuszczać. Miałam cały dzień na łażenie bez celu i gapienie się na Nowy Jork. Wieczorem miałam dostać robotę i klucze do jakiegoś mieszkania. Nie liczyłam na luksusy, szczególnie po mojej ostatniej akcji. Zdenerwowałam Szefa i mogłam być mu wdzięczna, że jeszcze żyję. To prawda, miałam dość takiego życia. Ciągłe życie na krawędzi nie było łatwe. Ja chciałam jedynie odrobinkę miłości, chociaż trochę. Ale nikt mi jej nie dał. Czułam cholerną zazdrość kiedy mijałam pary czy śmiejących się przyjaciół. Usiadłam na ławeczce wpatrując się w niebo. Oczy bolały mnie coraz bardziej więc opuściłam głowę. Wtedy usłyszałam chłopaka z gazetami. Nawoływał coś o nowości i zamaskowanych bohaterach. Wstałam i z zaciekawieniem podeszłam po gazetę. Na zdjęciu na pierwszej stronie widniało Shuriken. Na następnej fotografii zobaczyłam zamazane sylwetki. Były ich trzy albo nawet pięć. Uciekały przed kamerami i goniły jakieś dziwnych ..ludzi? Ale jak kilka osób może wyglądać tak samo? Coś tu jest nie tak, czuję to. Zwróciłam chłopczykowi gazetę i wróciłam tam, gdzie umówiłam się z facetem od pracy. Czekał na mnie oparty o skrzynki z owocami. Kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się i pomachał mi ręką. Więc mówił serio? Może będę mieć jakąś normalną pracę! Facet zaprowadził mnie pod trochę stary zakład. Wprowadził mnie do środka i pokazał motor. Był czarny, dobrze zbudowany i chyba młodzieżowy.
- Umiesz go naprawić? Miał małą stłuczkę a bak z olejem rozlał się po częściach. Trzeba to jakoś wyczyścić. Proszę ciebie bo sam nie znam się na motorach.
Obejrzałam uważnie wgłębienie po stłuczce. Przejechałam palcem po brudnych od oleju rurach. Dało się zrobić. Nawet bardzo łatwo, jeśli się ma części.
- Spróbuję, ale potrzebuję jakiś narzędzi i nowego zderzaka.
Roy kiwnął głową i po chwili wrócił z szarą skrzyneczką. Nie było to wiele ale wystarczy. Nie muszę mieć najlepszych narzędzi.
-Dzisiaj jadę do sklepu po części, może załatwię ten zderzak - powiedział wpatrując się niepewnie w dziurę po zderzeniu -Na pewno dasz z tym radę?
-Naprawiałam już gorsze sprzęty - dodałam z uśmiechem
Mężczyzna kiwnął głową i poszedł naprawiać samochód. W warsztacie nie było innych pracowników, może dla tego że dzisiaj sobota? Wzruszyłam ramionami i zabrałam się do roboty. Odkręciłam zepsutą część i zdjęłam przeciekający bak z olejem. Robota była brudna, ale zawsze coś. Przejechałam brudną ręką po twarzy. Było gorąco, a zapach spalin nie ułatwiał mi roboty. Odłożyłam brudny sprzęt i wytarłam ręce o ziemie. Wstałam i poszłam spytać o szmatkę i wodę. Roy wybuchnął śmiechem na mój widok. Byłam cała umazana czarną smołą z baku. Rzuciłam mu pogardliwe spojrzenie i sama zaczęłam się śmiać.
-Imię Jessica kojarzy się raczej z jakąś czystą dziewczyną - właściciel zakładu nadal nie przestawał się śmiać
-W takim razie mów mi Jess - rzuciłam w niego szmatką z czarną substancją. Uwaliła ma włosy ale on tylko wybuchnął kolejnym atakiem śmiechu. Wzięłam ze stołka wodę z szmatką. Wróciłam do motoru i zajęłam się czyszczeniem. Wieczorem miałam spotkać się z Szefem, ponoć ma dla mnie jakąś robotę..

niedziela, 1 lutego 2015

Bronie


Kij Bō - wykonany z drewna lub bambusa,
 rzadziej z metalu,rodzaj broni używany w
 sztukach walki.Jego długość jest dobierana
 zależnie od posiadacza, ale zazwyczaj dochodzi
 do ok. 180 cm. Kij ten doskonale sprawdza się w walce. Z racji swej długości ma duży zasięg,
 co w bezpośrednim starciu przesądza nieraz o
 życiu lub śmierci. Bō może być używany nie
 tylko do bezpośredniego ataku, lecz także do
 obrony lub jako podpora przy wykonywaniu
 ciosów kończynami. Jest to broń typowo
 obuchowa i przeznaczona jest do zadawania
 takich właśnie obrażeń. W niektórych stylach
 bōjutsu bō traktuje się jak imitację włóczni (przyjmuje się, że z jednego końca znajduje się ostrze). Zazwyczaj jednak Bō traktuje się
 jako samodzielną broń. Kija Bō używa Donatello



Sai - inaczej „róg śmierci” to japońska broń kłuta,wykonana
 z metalu. Ninja używający tej broni walczą z dosyć krwawym
 nastawieniem. Składa się zramienia głównego (40-60 cm), czubka,
 którym uderza się przy rzucie i dwóch ramion bocznych , które są
 znacznie krótsze. Sai jest bardzo ostre, dzięki czemu
 potrafi przebić skórę na wylot. Ma zastosowania w otwartej walce,jak i
 nadaje się do rzucania. Boczne ramiona służą do blokowania przeciwników,
 łapanialub nawet złamania słabszej broni. Porywcze i brutalne
 tak jak jego wojownik - Raphael


Kusarigama - japońska broń stosowana głównie przez ninja.
 Składa się ona z sierpa połączonego z łańcuchem zakończonym
 obciążnikiem lub metalową kosą. Broń ta ma wiele zastosowań
 takich jak ogłuszenie przeciwnika obciążnikiem, wytrącenie bądź
 przechwycenie broni za pomocą łańcucha. Łańcuchem można było
 również złapać przeciwnika za kończynę, aby pozbawić go równowagi. Poza tym
 całość była doskonałą liną z hakiem do wspinaczki, a dzięki niewielkim rozmiarom
 Kusarigama była prosta w ukryciu.

Michelangelo korzysta z Kusarigamy połączonej z Nunchaku. Dokładniej jego Nunchaku posiada ukryte ostrze, dzięki czemu może być używane jako Kusarigama.


Nunchaku 
to broń obuchowa składająca się z dwóch pałek
połączonych ze sobą za pomocą łańcucha bądź linki. 
Wygląda niegroźnie, jednak jest bardzo niebezpieczną bronią. Jest łatwa do ukrycia i noszenia. Bronią można miażdżyć, przytrzymywać czy blokować, więc Nunchaku nadaje się do walki defensywnej jak i ofensywnej.


Katana -tradycyjny miecz japoński. Długość jego głowni osiąga
 powyżej 60 cm.  Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna
 lub miedzi, z oplotem jedwabnym lub *w przypadku
 tradycyjnych katan* z oplotem ze
 specjalnie preparowanej cienkiej i wytrzymałej skóry 
rekina z drobnymi złotymi diamencikami. Ostrze o kształcie lekko
 wygiętym do góry i zaokrąglonym lub ściętym zakończeniu
 klingi. Bardzo wytrzymałe i zdolne przeciąć nawet trwalsze materiały.
 Tej broni używa Leonardo



Shuriken - japońska broń miotana używana przez ninja.
 Wykorzystywana do ręcznego miotania w celu przestraszenia przeciwnika. 
Potrafi przebić się do krwi albo pozbawić oka. Często miotano
 nimi z ukrycia lub dla zatrzymania pościgu. Pomimo tego co
 się powszechnie sądzi, broń ta niekoniecznie wyglądem
 przypominała "gwiazdkę". Shuriken jest wykonywany z rozmaitych
 przedmiotów codziennego użytku takich jak: igły, gwoździe,
 noże, monety i inne płaskie płyty metalowe. Każdy klan posiadał
 własne, niepowtarzalne shurikeny z wyrytymi znakami.



Shuriken Klanu Stopy mają 2 rodzaje. Są to cztero i
 ośmioramienne gwiazdki. Ramiona czteroramiennych są z
 jednej strony spłaszczone, a na środku broni posiadają dziurkę.
 Natomiast ośmioramienne shurikeny przypominają raczej
 puste w środku koło z lekko wykrzywionymi, ostrymi
 ramionami. Obydwa rodzaje są czarne.