sobota, 5 grudnia 2015

Post próbny :) #2

1. Skąd pomysł na taką nazwę bloga?


Nordycka - Od Mitologii Nordyckiej, oczywiście. Swoją drogą... dostałam od siostry "Magnus Chase i bogowie Asgardu" :3A pozostałe 25? Nie, nie jest to przypadkowa liczba... No spojler, milady.


2. Jaki jeden przedmiot wziąłbyś/wzięłabyś na bezludną wyspę?


Dlaczego mam jechać na bezludną wyspę? Niby fajnie, ale w nocy zimno, są dzikie zwierzęta, może też trujące gatunki roślin, oraz pełno owadów. Jeśli byłaby to taka fajna, mała wysepka to wzięłabym książkę. Umarłabym z głodu czytając Percy'ego Jacksona :'v Ale, czego się nie robi! 


3. Możesz przez jeden dzień być swoją ulubioną postacią(z filmu, książki,, gry… bez różnicy). Kim byś był/a i co być robił/a?


Ugh.. Aa.. Nie mam ulubionej postaci. Ja mam PEŁNO ulubionych postaci. Ludzie, nie każcie mi wybierać. Nie wiem czy byłabym w stanie wziąć 10 ulubionych postaci z filmów i książek, a wy mi tu o jednej... No dobra, wybrałabym An, tak dla zasady. Już mam skoliozę, więc co mi szkodzi. Fajnie by się latało jako wielkie smoczysko *,*


4. Ulubiony film/książka?


Film - Nie wiem, nie wiem, nie wiem... Strażnicy? Ant-man? Jurassic World? Albo jeszcze inne?Książka - ;_; Percy Jackson; Ostatni Olimpijczyk 


5. Co cię najbardziej denerwuje?


Kłamstwa, szyderstwo, fałszywość. Kiedyś było już takie pytanie i nawet pamiętam co w nim napisałam. Denerwuje mnie wyśmiewanie się z ludzi i nazywanie ich "gorszymi" przez to, że np. mają jedną rękę, inną orientację seksualną, są otyłe/są anorektykami, lubią barbie. Fałszywość też jest denerwująca, kiedy ktoś posiada tak zwane fałszywe przyjaciółeczki. Bardzo ale to BARDZO mnie to wkurza -,-


6. Twoja ukochana bajka z dzieciństwa to…?


Z dzieciństwa? KrecikHehe...Tata dał mi ostatnio płytę z odcinkami, muszę nadrobić i sobie przypomnieć :'V


7. Powód, dla którego założyłeś/aś bloga o takowej tematyce?


Lubiłam pisać i chciałam, by inni to ocenili. Chciałam być otwarta na (y) i -(y), nie płakać gdyby ktoś mi powiedział "Boże to jest okropne, usuń to!". Stać się silną i lepiej się rozwijać w pisaniu. A tu taka Pani od polskiego mówi, że piszę za dużo przeżyć wewnętrznych :C 


8. Gdybyś mógł bez żadnych konsekwencji kogoś zabić, kto to by był?


Zabić? Na przykład takiego prezydenta? Nie chce mieć krwi na rękach, ale na pewno kogoś bym wybrała. Nie napiszę tu jednak kogo, bo policja będzie miała dowody, że to ja upozorowałam samobójstwo :3


9. Pytanie dnia: czytasz komiksy czy bazujesz na filmach?


Czytam komiksy, ale niestety nie z Marvela (chodź na święta taki bardzo bym chciała). Chyba raczej bazuje na filmach. Nie wiem czy zauważacie, ale ja zmieniam naturę postaci. Więc proszę mi się nie czepiać, że Deadpool powinien mieć taki czy taki kolor oczu.


10. W jakim miejscu chciałbyś mieszkać? (może być nawet Hogwart XD)


NYC z Gar'em i Nati (która w tym opku nie jest Nat, tylko Tori). Obóz Herosów też brzmi zachęcająco, ale jeszcze mnie nie uznano.


11. Plany na przyszłość?


* Pisać


* Żyć


* Spełniać marzenia


* Cieszyć się


* Znaleźć dobrą pracę


* Mieć kota


* Czytać


* Mieć ogromną domową bibliotekę 


* Nie rozstawać się z wami - czytelnikami


* Wydać jakąś DOBRĄ książkę


ODE MNIE


Cóż, to chyba tyle. Znacie mnie, zwykle nie nominuje i nie poznaje nowych blogów. Jeśli jednak chcecie mnie do jakiegoś zaprosić, piszcie linki pod komami ^^ Na pewno zerknę!


sobota, 22 sierpnia 2015

Nasz nowy (dom XD) blog!

Tam ta ram tam tam! Blue zaprasza wszystkich na nowe opowiadanie o Lego Ninjago (tyle że nie w wersji lego). Kto lubi i kto nie lubi serdecznie zapraszam! Prolog:
Niepełnosprawna Hope uczestniczyła w konkursie Pięknego Czytania. Wracając do domu napotyka grupkę czterech, kolorystycznie ubranych chłopaków. Od jednego bije przyjemne ciepło, głos następnego przypomina głos robota, a chłopak z niezamykającą się buzią ciągle wspomina o dziwnych rzeczach.. jest jeszcze ostatni, poważny i nie nawiązujący bliższych kontaktów. Co takiego ukrywa 4 chłopaków? I o co chodzi z ich różno-kolorowymi strojami? Zapraszam  na hejty i komentarze.
http://ninjago-is-our-life.blogspot.com/  ^^ Pozdrawiam! 

środa, 13 maja 2015

Rozdział 5

      Tajemniczy Żółw wcale nie był taki zły. Można by nawet powiedzieć, że był podobny do mnie. Tak samo waleczny, nieobliczalny i odważny. Po kilku minutach zapomnieliśmy, że walczymy o kamień. Robiliśmy to z uśmiechem i bez chęci zrobienia sobie krzywdy.
-Chcesz się poddać?!-krzyknął

Usłyszałam coś w stylu rozbawienia i szczęścia w jego głosie. Również się uśmiechnęłam
-Nie mogę Ci tego zrobić..-odkrzyknęłam wykręcając mu rękę. Był na tyle silny, że w mgnieniu oka przewalił mnie na ziemię i przygniótł do podłogi. Zakaszlałam z bólu w moich żebrach. Nadal się nie zagoiły. Splunęłam krwią, a kiedy on stracił czujność, przeniosłam ciężar ciała na ręce, przewracając go na skorupę. Byłam od niego słabsza, ale potrafiłam mnóstwo innych rzeczy. Jednym z nich była prowokacja.
Za nami wznosił się wielki budynek, z niebieskim napisem elektrycznym. Podbite oko działało na tyle słabo, że zobaczyłam tylko pierwsze litery-TC. W kilka sekund dopadłam przylegającej do budynku drabiny. Wspinając się zawołałam „Dasz wygrać dziewczynie?” Efekt był natychmiastowy. Mutant zerwał się z miejsca i ruszył za mną. Kiedy zobaczył w którą stronę się kieruję stanął jak wryty. To dało mi kilka sekund przewagi.

-Masz lęk wysokości? –spytałam z kpiną wspinając się po dwa szczeble. Co jak co, ale we wspinaczkach nie byłam taka zła. Uśmiechnęłam się w duchu i odwróciłam do skamieniałego żółwia. Widok mojej twarzy, dał mu do zrozumienia, że nie żartuje.
-Czekaj, nie! -krzyknął i ruszył za mną
Zdyszana wpadłam na dach budynku. Widok stąd był niesamowity. Gwiazdy błyszczały i nawet przesłoniony chmurami księżyc, dawał wystarczająco dużo światła, żebym mogła widzieć dokładnie miasto. W niektórych oknach świeciły się jeszcze lampy, a niektóre już gasły. Za mną słyszałam wspinającego się żółwia. Zza uda wyciągnęłam nóż i przybrałam pozycję bojową. Czerwony zeskoczył z drabiny i skierował we mnie swoje sai.
-Nie powinnaś tu wchodzić
-Niby czemu? -zrobiłam kilka kroków do tyłu- Przecież jest tu bez..-Uważaj!
Krzyknął mutant, przewalając mnie na ziemie. Instynktownie złapałam się za bolące żebra, zwijając się na podłodze. Nad nami przeleciała masa laserów, które niechybnie doprowadziłyby mnie do kalectwa. Za nami usłyszałam kroki. Odchyliłam głowę do tyłu i zobaczyłam grupę ludzi trzymających w rękach lasery. Nie byłoby w nich nic dziwnego, gdyby nie byli tacy sami.

-Istota zwana żółwiem musi zostać wyeliminowana, w miejscu, które nazywa się tym miejscem
-A już myślałem że będzie nudno!
Czerwony wstał i rzucił się do walki z tymi dziwnymi mężczyznami. Pomimo bólu, wstałam i podbiegłam mu pomóc. Co jak co, ale właśnie uratował mi życie. Wskoczyłam na pierwszego człowieka, z próbą powalenia go. Ale nic takiego się nie stało. Ten dziwny facet zniżył głowę, nawet nie mrugając. Złapał mnie za nadgarstki i bez problemu podniósł z ziemi. Coś tu było nie tak, nie zachowywał się jak człowiek
-To roboty! Celuj w brzuch! -usłyszałam Czerwonego
Z całej siły odbiłam się od robo-człowieka uderzając go w brzuch. Usłyszałam jęknięcie czegoś w środku. Wyjęłam nóż i przejechałam nim po twarzy mężczyzny, zdzierając tym samym jego ludzką maskę. Twarz robota zaiskrzyła, a on po chwili przewalił się na plecy. Z jego brzucha wyskoczyło coś na kolor i kształt mózgu. Z obrzydzenia wykopałam to z dachu.
-Dziewczyna będąca wrogiem jest wrogiem w tym miejscu, musi zostać wyeliminowana w miejscu, które jest tym miejscem.
Robot zaczął mierzyć mnie jakimiś światełkami. Tożsamość nieznana- to ci niespodzianka. Po uporaniu się z pierwszym robot-mózgiem zajęłam się następnym. Ich słabym punktem był brzuch, zamieszkany przez jakiegoś różowego kosmitę. Zrobiłam salto w przód, odbijając się z jednej ręki i tym samym przewalając robota. Drugi złapał mnie od tyłu, więc nie wiele się wahając wbiłam mu nóż w tą dziwną istotę. Wydała z siebie bardzo skrzeczący dźwięk, który zapewne był krzykiem. Otrzepałam nóż z zielonej mazi i ruszyłam pomóc Czerwonemu. Dawał radę z blaszakami, jakby robił to od dziecka. Jednak najwyraźniej od dziecka walczył z braćmi. Widziałam, że był coraz bardziej zmęczony. Walka z kosmitami nie była moja działką, ale to przeze mnie żółw musiał walczyć w pojedynkę. Najwyższy czas to zmienić-pomyślałam i ruszyłam mutantowi na pomoc.
Zdyszana powaliłam ostatniego robota. Bezwładnie opadłam na plecy i zaczęłam cicho się śmiać. Takiego wyjścia nie miałam już od dawna. Nie pracowałam dla nikogo, nie musiałam niczego zdobyć i co najlepsze- nie dostawałam za to kary. Mutant wyciągnął sai z metalowej głowy człowieka i tak samo jak ja położył się na dachu.
-Niezła akcja- powiedział, teraz już bez żadnej nienawiści w głosie
-Nieźle walczysz- odpowiedziałam wstając
-Nieźle obrywasz- powiedział śmiejąc się
Za jego plecami coś mignęło. To był robot! Chwycił go za rękę i zarzucił do tyłu, na koniec dachu. W mgnieniu oka wstałam i powaliłam mężczyznę, uderzając go łokciem w brzuch. Nie zważałam czy się przewrócił, wstał, czy pobiegł za mną. Opadłam do koca dachu i chwyciłam mutanta za rękę w ostatniej chwili. Wisząc 20 pięter nad ziemią starał się powiedzieć "dziękuję". Zaparłam się nogami i wciągnęłam go na dach. Na skraju wyczerpania opadłam na plecy, uderzając głową w kamienna podłogę. Nie czułam bólu, czułam tylko wyczerpanie, zadowolenie
-Raphael- usłyszałam jego głos
-Jess- odpowiedziałam ledwo żyjąc
Teraz czułam tylko niepokojące pytanie. Dlaczego sobie pomagamy? Przecież jesteśmy po innych stronach..
***
Właśnie pracowałam nad motorem, kiedy zjawił się Roy z nowymi częściami.

-Było ciężko, ale zdobyłem ten zderzak- powiedział zdyszany kładąc pudło na stole.
Wyjęłam czarną część i zajęłam się jej wymienianiem. Od oryginału różnił się tym, że nie miała ogromnej dziury na środku. Wzięłam do ręki śrubokręt, przykręcając śruby. Słyszałam jak właściciel warsztatu naprawia samochód popijając jakiś gazowany płyn. Miałam tylko nadzieję, że nie być to alkohol i nie odwali mu po tym.

Zabrałam się ostatnich poprawek i w końcu sprawdzania czy kable są sprawne i motor zapali. Usiadłam na miękkim siodełku i przekręciłam kierownicę. Kurz wyleciał z tylnej rury wydechowej, a po pomieszczeniu rozległ się odgłos silnika. Zza ściany wyłonił się Roy, trzymający w ręku puszkę, która okazała się pepsi. Przekazał mi następną i pogratulował pierwszej naprawy
-Chcesz się przejechać?-spytał

Spojrzałam na niego z nie dowierzaniem. Przejechać?
-Stoi tu tak dawno, a właściciel gdzieś wyjechał. Nie sądzę, że szybko wróci, a skoro tobie jako pierwszej udało się go naprawić- masz prawo przejazdu- powiedział swoim łagodnym głosem
Chyba nigdy nie poznałam tak dobrego mężczyzny, Od lat wpajano mi że płeć przeciwna jest brutalna i nie mam prawa jej zaufać, oprócz oczywiście swoich żywicieli. jeszcze raz sprawdziłam czy facet nie żartuje, po czym wystawiłam motor na zewnątrz. Mój motocyklowy szef podał mi czarny kask. Podziękowałam i uwolniłam włosy z zapięcia, które nie zmieściłyby się w kasku. Był już późny wieczór, ale ja nie chciałam czekać do jutra. Usiadłam wygodnie i ruszyłam w głąb miasta, w poszukiwaniu mojego żółwiego przyjaciela..
Znalazłam go, a właściwie ich w mini-samochodzie zbudowanym z motorów. Taki roller coaster z możliwością złączania i rozłączania, który nie jeździ po torach. Całkiem fajne- pomyślałam i przywarłam do motocyklu, przyśpieszając. Włosami powiewał wiatr, czułam się wolna. Przybliżyłam się do żółwi od strony czerwoniaka, który widząc mnie natychmiast się rozłączył. Wyglądało to dość komicznie, kiedy reszta na chwilę nie mogła zapanować nad pojazdami. Zostali znacząco w tyle, ale usłyszałam wściekły krzyk lidera- niebieskiego.
Raphael zbliżył się do mnie, żebyśmy mogli porozmawiać. Zdjęłam hełm i ułożyłam go z tyłu motoru, nie patrząc gdzie jadę. Nie takie rzeczy się robiło-zaśmiałam się w duchu. Zwolniłam, żeby zrównać się z żółwiem. Nie przerażało mnie to, że był mutantem. Już nawet się do tego przyzwyczaiłam.
-Gdzie ukradłaś ten motor?
-Wcale go nie ukradłam. Powiedzmy, że zaczęłam pracować
Mutant wybuchł śmiechem, a ja zabiłam go wzrokiem. Chwila ciszy była tak męcząca, że kąciki ust same mi się podnosiły. W końcu nie wytrzymaliśmy i oboje ryknęliśmy śmiechem. Miło się pośmiać, nie wiedząc nawet z czego. Kilka chwil później Czerwony odebrał telefon. Zaraz, on ma telefon? Usłyszałam coś typu "Jak mogłeś nas wystawić", boże jego brat to serio taki nudziarz? Jak dobrze, że jestem jedynaczką..
Kawałek dalej, w ślepym zaułku zatrzymaliśmy motory i odstawiliśmy je pod ścianę. Usiedliśmy na dachu, patrząc w pełnię księżyca. Pod pojawiły się osiedlowe stado kundli, które akurat teraz wybrały sobie moment, aby powyć do księżyca. Żółw wpatrywał się w nie z ciekawością, zestresowaniem i..strachem?
-Wierzysz w wilkołaki, czy po prostu boisz się psiaków?
-Bardzo śmieszne -skwitował mnie nawet nie podnosząc wzroku- po prostu Mikey zawsze boi się kiedy jest pełnia
Przygryzłam wargę- ten jakby wyczuwając o czym myślę poprawił się- Mikey to mój brat, jest najmłodszy, ale i tak za bardzo strachliwy..
-Każdy się czegoś boi, zgaduję że ty też-uderzyłam go lekko w ramię
-Tsa..-odpowiedział wymijająco
-No już powiedz! No dawaj nie będę się śmiać- zachęcałam go coraz bardziej- Proszę!
-Dobra już dobra. Tylko się nie śmiej, boje się..karaluchów
Próbując powstrzymać śmiech zacisnęłam mocno usta, przykrywając je dłońmi. Nie mogłam wytrzymać, łzy skapywały mi na policzki, ale nadal się nie śmiałam- a przynajmniej próbowałam. Coś zadrapało mnie w gardle, zaczęłam kaszleć, ale w końcu poddałam się śmiejąc.
-Przepraszam- wyjąkałam przez łzy- próbowałam
-Wielkie dzięki pani niczego-się-nie-boję-dodał z sarkazmem, ciekawe czego ty się boisz
-Ja? W mojej głowie pojawiła się pustka. Boję się koszmarów. Boję się duchów, demonów, krwi, śmierci, krzyku, wisielców, samobójstw,ofiar..
-Hej! Dobrze się czujesz?-z omamów wyrwał mnie mutant. Potrząsnęłam mocno głową
-Boję się pająków- wymamrotałam
Nie było to takie kłamstwo. Nie tyle co się ich bałam, obrzydzały mnie. Ale potrafiłam im przyłożyć, czy dotknąć jeśli musiałabym. To tylko taka mała fobia, na tle innych koszmarów. Ktoś taki jak ja, który nie raz widział krew, ma w głowie mnóstwo urazów.
Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę, po czym pożegnałaś się rzucając ciche "do zobaczenia" i wsiadłam na motor. Zrobiłam szybki ruch w stronę jego pojazdu i wrzuciłam mu niespodziankę. Oberwę- powiedziałam do siebie. Nałożyłam kask i darząc żółwia ostatnim spojrzeniem tej nocy- odjechałam, aby odstawić motor do warsztatu. O dziwo nie był zamknięty, co tylko upewniło mnie jak w tym mieście ludzie byli naiwni. Chociaż złodziei nie było tak dużo, właściwie to znałam tylko mnie...
Zaspana ruszyłam do mieszkania. Nawet nie pamiętam jakim cudem tam doszłam, ale pierwsze co zrobiłam to spadłam na łóżko i zasnęłam.

niedziela, 22 marca 2015

Nowe odcinki!

Dla fanów TMNT2012:
Zaczęły się nowe odcinki po polsku :) lecą co tydzień w niedzielę na kanale Nickelodeon. Dla osób, które podobnie jak ja nie mają tego kanału, polecam oglądać je na baje.pl oto te, które są już dostępne w internecie:
U twych stóp -odc 53 i pierwszy 3 sezonu
Pogrzebany sekret - odc 54 i drugi 3 sezonu
*uwaga mój materiał zawiera spojlery*
          Trzeci sezon Żółwi rozgrywa się w po wydarzeniach w NY, gdzie Krangi zmutowały całą populacje ludzi. Główni bohaterzy (żółwie, April oraz Casey) mieszkają w domku leśnym, do którego na wakacje jeździła Ruda. W tym miejscu nie brakuje również kłopotów i kolejnych problemów naszych pizzo-żerców (którzy niestety, będą musieli obejść się bez swojej ukochanej pizzy)
          Pierwszy odcinek 3 sezonu, zaczyna się opowieścią April, która opisuję ich zajęcia. Głównym motywem jest chory Leo, który na 3 miesiące zapadł w śpiączkę. Jego wierny brat- Raphael, siedział przy nim nie mrużąc oczu. Donnie opracowywał lekarstwo, które nie okaże się takie świetne i to przez nie, spotkamy się z pierwszymi kłopotami. Mikey wygłupiał się, ale robił też pożyteczne rzeczy(opieka nad kurami)

          Akcja rozpoczyna się od entuzjastycznego krzyku Rapha, co jest przyczyną wybudzenia się Leonarda. Jest on bardzo słaby, musi podpierać się laską, ale jego porywczy brat decyduje już następnego ranka, udać się z nim na zwiad. Kto by się spodziewał, ale Leo niedaleko od domu słabnie i popijając lekarstwo, które tylko go obrzydza- wymiotuje. Jego brat postanawia odprowadzić go do domu, a kamera kieruję się pod ziemię, gdzie wymiociny Leo połączone z mutagennym serum naszego geniusza budzą potwora.
          Następne sceny są rodem z thillerów (może czasem z horrorów), więc osobom -10 nie polecam oglądać tego wieczorem, ponieważ nawet mnie przeszły nikłe ciarki.

          Niestety dla leniwych to koniec, nie chcę abyście odpuścili te odcinki! Zapraszam do ich oglądania, a pod spodem- dzielenia się swoimi opiniami. Spokojnie- kaleka pracuje i nie odpuszcza sobie 4 opowiadań! Myślę, że jeszcze za kilka tygodni będę mogła wrócić :) Trzymajcie się! ~~Nighty

piątek, 27 lutego 2015

Wasze Pomysły na ciąg dalszy

Witajcie ^^ W tym poście niestety nie przedstawię następnego rozdziału. Chciałabym serdecznie podziękować za wszystkie miłe komentarze i wiernych czytelników. Postanowiłam dać wam wolną rękę co do "historii" naszej czwórki Pizzo-Żerców :) A więc o co mi dokładnie chodzi? Z tą historią zaczęłam spontanicznie. Nie miałam zielonego pojęcia jak opowiadanie ma się potoczyć i jak zacząć. Nie miałam choćby próbki rozdziału nigdzie, więc otwarcie powiem- pisałam z głowy :) Może zacznę trochę jaśniej. Brakuje mi pomysłów od rozdziałów 6+ a nie chcę zabierać wam tej przyjemności. Macie już pomysł o czym mógłbybyć jakiś rozdział? Z chęcią przyjmuje wszelkie propozycje. Czy to nawet takie, że żółwie jedzą lody czekoladowe :)
 Wasze pomysły proszę przesyłać na adres E-mail
niebieskanoc@gmail.com 
Zależy mi,aby pomysły nie były pisane w komentarzach (ze względu na innych czytelników, którym nie odbiorę frajdy niewiedzy) odpowiadam na wszelkie maile i nie gardzę zwykłą rozmową w celu poznania mnie. Przypominam- pytania śmiało zadawajcie w etykiecie "Moje opinie" lub pod tym wpisem. Przypominam każdy może zadawać pytania anonimowo :) 
I oczywiście czym byłby ten post bez Żółwi? Zobaczcie co udało mi się zdobyć w kiosku :3
Trening był jednak przydatny! Trzymajcie za mnie kciuki na jutrzejszym meczu!
Pozdrawiam :)
Do-za-piszenia :3 
~~Nighty

niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział 4

Odetchnęłam głęboko, lecz po chwili musiałam dalej biec. Walczyłam z mutantami-żółwiami już ponad dwie godziny. Byłam totalnie zmęczona. Obok mojej głowy przeleciało właśnie sai. W oddali usłyszałam "Raph nie rzucaj bronią!". Sztylet wbił się w ścianę budynku, a wojownik podbiegł do niego i bez problemu go wyjął. Zeskoczyłam na ulice i uniknęłam zamachu katany. Wypuściłam powietrze z płuc i odetchnęłam. To nie była równa walka, mieli przewagę lecz nie dawałam się pokonać. Kiedy najmniejszy z ninja przypuścił atak, zabrałam mu broń, prostym ruchem nadgarstka.
-Hej, bawiłam się w tym w przedszkolu! Jak to szło..-głośno pomyślałam
-To nie skakanka, tylko japońska broń -krzyknął ten z kijaszkiem- Jest niebezpieczna!
Zakręciłam Nun z czego powstał mały wiatraczek. Umiałam tym walczyć, mieliśmy je na treningu. Ta broń nie była tak dobra jak japoński miecz, ale zawsze to coś. Poluzowałam łańcuch i przeskoczyłam go jak w skakance, robiąc jednocześnie salto do tyłu. Efekt był taki, że żółw w fioletowej opasce oberwał i podleciał do tyłu. Przywalił w stojący nieopodal śmietnik, zamykając jego klapę. Rozbawił mnie ten widok. Schowałam broń żółwia do torby. Straciłam czujność. Czerwony przejął walkę, sprzedając mi niezłego kopa w plecy. uderzenie było tak silne, że przywaliłam głową w ścianę. Instynktownie złapałam ręką za obolałe miejsce. Rana nie była rozległa, więc tylko rozmazałam krew na palcach. Zatamowałam krwawienie ręką, po czym odwróciłam się do wroga. Oddychał ciężko i najwyraźniej trochę się uspokoił. Dostrzegłam jego jasno-zielone tęczówki. Wstałam do pionu przytrzymując się ściany, w którą przywaliłam. W głowie huczało mi od bólu, a zapach mojej krwi przyprawiał mnie o mdłości. Nie zamierzałam się poddać, ja nigdy się nie poddaje. Ból rozrywał mi czaszkę, muszę to szybko opatrzyć. Cztery pary oczu wpatrywały się we mnie z ciekawością. Wiedzieli że nie mam z nimi szans, a przynajmniej nie z rozbitą głową.
-Oddaj kamień a puścimy cię wolno
-Po co wam ten klejnot? -spytałam z wyraźnym osłabieniem
-To nie jest zwykły klejnot, tylko potężna dawka energii słonecznej z innego wymiaru! Stanowi zagrożenie dla miasta!-dodał żółw w fioletowej bandamie
Inny wymiar? Zagrożenie?Więc to nie zwykła błyskotka? Szef pewnie o tym nie wie. No bo po co mu jakieś kamienie z końca wszechświata? W głowie kłębiło mi się mnóstwo pytań. Jak oni mogą żyć? Z kim walczą? To ja oberwę jeśli im to oddam. Nie mogę na to pozwolić. Za mną była ściana, a po prawej oparty o ścianę motocykl. Jeśli nie działa będę w niezłym bagnie. Koło mutantów znajdowała się jakaś rura. Przypominała rury z gazem, więc nie zastanawiałam się dług tylko wymierzyłam w nią nożem. Szybko zrobiłam parę bolesnych kroków i wsiadłam na motor. Ruszyłam i skręciłam w pierwszą lepszą uliczkę. Za sobą słyszałam kaszel mutantów. Odetchnęłam głęboko. Udało mi się uciec.
***
Po powrocie do domu odpoczęłam i odkaziłam ranę na głowie. Przecięcie nie było takie wielkie, jedynie guz strasznie bolał. Wyglądało to tak jakbym miała wypadek samochodowy czy coś w tym stylu. Przynajmniej nikt nie pomyśli że walczyłam. Wstałam i rozejrzałam się po kuchni, w której siedziałam. Mieszkanie nie było za duże, było w sam raz. Mały pokój, kuchnia i łazienka. Byłam zadowolona dopóki Szef za to płacił. Ale nie na długo. Nigdy nie był dla mnie łaskawy, to niby czemu teraz miałby się zmienić. Jeśli nie przyniosę rezultatów zbije mnie na kwaśne jabłko. Klejnot miałam oddać dopiero jutro, więc miałam jeszcze czas na własne zachcianki. Schowałam klejnocik do kieszeni, gdzie był bezpieczny. Kot nosi diamenty w kieszeni? Nikt się nie domyśli. Narzuciłam kurtkę na ramiona i chwyciłam w dłoń Nunchaku. Czas oddać zgubę- powiedziałam sama do siebie i ruszyłam na zwiad.
***
-W kółko to samo! jest dobrze, ale tamci zawsze muszą mnie wkurzyć!
-Problemy z agresją? Kto tu ma problemy z agresją!
Czerwony kopnął śmietnik i oparł się głową o ścianę. Osunął się na ziemię i usiadł. Śledziłam go od dobrych 20 minut, w sumie nie miałam nic innego do roboty. Mogłabym powalczyć trochę z mutantem, czemu nie. W końcu jakoś bym się rozerwała, a walka jest całkiem równa. Złapałam się za rozciętą głowę. No może nie całkiem równa. Zeskoczyłam po cichu z budynku. Podeszłam żółwia od tyłu.
-Dlaczego oni nic nie czają!
-Bo to bracia, bracia nigdy nic nie czają- odezwałam się
Żółw jakby oblany zimną wodą, szybko wstał i wyjął sai.
-To znowu ty! Za słabo ci przywaliłem? 
-Ciekawe jak ty poradziłbyś sobie w grze jeden na cztery!
-Więc przyszłaś na rewanż? 
-Właściwie to nie - rzuciłam mutantowi Nunchaku- Chciałam to oddać
Żółw chwilę się zastanawiał, po czym schował Nun za pasek czy cokolwiek to było.
-Właściwie to skąd wiesz, że to moi bracia?
-Tylko rodzina potrafi tak wkurzać. Dobrze że jestem jedynaczką.
Nie widziałam dokładnie jego twarzy, ale zauważyłam że się uśmiechnął. Gdyby nie patrzeć był całkiem spoko, oprócz tego że był mutantem.
-Śledziłaś mnie tylko po to, żeby oddać mi broń mojego brata? Coś ci nie wierze.
-Chce się dowiedzieć o co chodzi z tym kamieniem i czemu mam go oddać
Zielonooki chwilę się zastanawiał po czym znowu sie uśmiechnął
-Zróbmy tak. Urządzimy sobie mały sparing. Jeśli wygrasz opowiem ci o kamieniu, a jeśli przegrasz to oddasz mi kamień
-Zgoda- odpowiedziałam bez wahania
*************************
Myślę że śmiało moge powiedzieć, że rozdział wstawiłam jeszcze dzisiaj dla pewnej fanki. Ta osoba zapewne wiem o kim mówię :) Więc jak, podoba się?
Proszę każdego który to przeczyta o zostawienie opinii (chociażby krótkiej) w komentarzu
Pozdrawiam
~~Nighty

środa, 18 lutego 2015

Rozdział 3

Podrzuciłam w ręku klucze do mojego mieszkania. Tak! Szef dał mi własne mieszkanie! Spodziewałam się dziury ze szczurami, ale sam fakt że mam gdzie mieszkać. Dziwne. Nigdy nie dał mi kluczy, sama musiałam je zdobyć, albo spać w opuszczonych budynkach. Schowałam przedmiot do kieszeni obcisłych spodni. Byłam już gotowa na pierwszą misję. Ubrana byłam na czarno, a włosy zwiały mi bezwładnie na ramiona. Dawały mi pewien rodzaj osłony, przed ewentualnym rozpoznaniem. Stałam na budynku mieszkalnego. Za chwilę miałam ruszyć na pierwszą misję w tym mieście. Z niecierpliwości wyjęłam mały nożyk i zaczęłam obracać go w palcach. Nie dostawałam broni od Szefa, musiałam sama ją zdobywać. Usłyszałam ciche pikanie nadajnika na moim nadgarstku. Schowałam broń do tylnej kieszeni na udzie. Co jak co ale strój dostałam niesamowity. W końcu byłam niezła. Otworzyłam wiadomość. Mój cel znajdował się na ulicy 6, w budynku numer 3. Nie było w nim zbyt dużo ochroniarzy. Łatwizna - uśmiechnęłam się pod nosem. Miałam zdobyć pewny stary klejnot, który znajdował się w muzeum. Był warty kupę szmalu. Wyłączyłam nadajnik i ruszyłam w drogę.
***
Do muzeum weszłam przez okno. Chyba pobiłam rekord w zbiciu szyby najciszej jak się da. Ochrona wyglądała jak po przebiegnięciu maratonu. ludzie snuli się po budynku, czasami sprawdzając czy aby na pewno jest po północy. Potem smętnie schodzili na parter, a po kilku minutach wracali z kolejną kawą w ręku. Minęłam pomieszczenie z gustownymi obrazami i przywarłam do następnej ściany.  Poczekałam aż śpiący facet odejdzie, abym mogła zacząć. Wokół klejnotu nie było nawet alarmu wykrywającego, najwyraźniej nikt tutaj nie kradł. Szkoda, lubię konkurencję. Zdjęłam szklaną pokrywkę gabloty i ostrożnie wyjęłam z niej kryształ. Był bladozielony i połyskiwał w świetle księżyca. Schowałam zdobycz do torby i podłożyłam zwykły kamień, o podobnym kształcie. Do rana nikt się o tym nie dowie. Jak zajęłam się kamerami? Pod obraz podłożyłam zdjęcia z wczorajszej nocy. Muzeum miało słaby system ochrony. Dziwne że wcześniej nic stąd nie ukradziono. Mój plan był łatwy. Wziąć klejnot i uciec. Jednak okazało się, że miasto nie jest takie bezbronne..
***
Nie dane mi było spokojnie uciec. Na dachu 3 przecznice dalej spotkałam ich. Zatrzymałam się i odwróciłam. W oddali widziałam 4 zbliżające się sylwetki. Były jakieś dziwne. Tak jakby..to nie byli ludzie. Moja twarz zrobiła się biała, a ja przygryzłam wargi. Od dziecka bałam się nie-ludzi. Demony, duchy, mutanty - nawiedzały mnie w najgorszych koszmarach. Ale teraz nie dam się pokonać. Wyjęłam zza uda nóż. Cztery sylwetki były już tylko budynek przede mną. Przeskoczyły na dach i zatrzymały się, odcinając mi drogę.  Chyba zwariowałam..Przede mną stały ogromne..żółwie? Na oczach miały bandamy, a w ręku japońską broń. Cofnęłam się o krok. Nigdy nie widziałam czegoś takiego. To byli mutanci, ale..nie wyglądali aż tak źle. Zawsze śniły mi się stwory z wystającymi żyłami i potwornym spojrzeniem. Tutaj było inaczej. Czułam że nie chcą nie zabić. A przynajmniej nie trójka z nich. To ostatni stanowił zagrożenie i dawkę zabawy. Czułam jego gniew, to jak ściskał w pięściach dwa sztylety sai. Oczy miał owiązane czerwoną bandamą z poniszczonymi końcami. Odezwał się jako pierwszy.
-Donnie mówiłeś że to klan stopy! To zwykła złodziejka!
Zwykła złodziejka? Nie dam się obrażać. A tym bardziej zielonemu mutantowi!
-Uspokój się Raph! Przynajmniej nie dopuścimy do kradzieży - odezwał się ten w niebieskim, po czym zwrócił się do mnie - Oddaj kamień
-Sami go sobie weźcie - nie oddałabym nawet ziarenka piasku, chcąc zrobić im na złość 
-Nie chcemy Cię skrzywdzić- gadał dalej
-Szkoda, zapowiadało się naprawdę ciekawie..
-Dosyć! -krzyknął ten w czerwonym i rzucił się na mnie. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam z nim walczyć. Wymierzył we mnie sai, a ja szybko zrobiłam salto, unikając bólu. 
************************************
Czasami będę używała kolorystyki, abyście mogli odróżnić kto co mówi. Sama nie przepadam za tym sposobem, ale no cóż..Tak będzie przynajmniej łatwiej, no więc:
Leonardo
Raphael
Donatello
Michelangelo
Jess
Jak wrażenia? Proszę komentujcie >.<  

poniedziałek, 16 lutego 2015

Jessica Einmel

Ludzki odpowiednik użyty do zdjęć: Miranda Kerr
***
Jess to stuprocentowa buntowniczka. Ma 15 lat i jest sierotą. Jej domem jest Vegas - świat zła, przemocy i kradzieży. Z wiekiem dostosowała się do okropnego otoczenia. Kiedy się urodziła matka zostawiła ją na ulicy. Mała dziewczynka trafiała z rąk do rąk, zdana na łaskę mieszkańców. Nauczyła się ważnej zasady "Jeśli czegoś potrzebujesz, po prostu to sobie weź". Była prawdziwą doświadczoną złodziejką. Ostatni opiekuni oddali ją do sierocińca, z którego nie raz próbowała uciec. Wtedy zjawił się on - z pozoru godny zaufania, miły biznesmen. Szef wziął Jessice pod swoje brudne, czerwone od krwi skrzydła. Dziewczyna trafiła do agencji złodziejów. Nie była tam jedyną dziewczyną - jej jedyna przyjaciółka Lisa była też jej rywalką. Szkolenie na złodziejkę nie było łatwe. Trzeba było być zwinnym, szybkim, niepozornym, cwanym i umieć posługiwać się bronią. Dziewczyny miały oczywiście pod górkę. Nikt nie myślał, że to właśnie ta czarnowłosa sierota zostanie najlepszą. Z czasem misje wyznaczane przez Szefa były zabójcze. Dziewczyny często wracały z wieloma głębokimi ranami, które sama musiały opatrzyć. Jeśli nie wykonały zadania- czekała ich surowa kara. Ochroniarze mogli je bić, kopać, ciąć i tarmosić. Czasami sam Szef mógł się wyładować na bezbronnych i zmęczonych uczennicach. I wtedy się zbuntowałyśmy. Byłyśmy wtedy takie głupie. Żyję tylko dla tego, że przebiłam nożem rękę Najwyższego Ochroniarza, czyli prawej ręki Szefa. Lisa nie miała tyle szczęścia.. metalowa kulka przeszyła jej czaszkę, plamiąc mi twarz od jej krwi. Od tego czasu wolałam być posłuszną. Jest jeszcze jeden powód, dla którego nie podskakuje. W okolicach tylnych kręgów szyjnych mam nadajnik z funkcją porażenia prądem. Jeden fałszywy ruch, a Szef naciśnie przycisk...





czwartek, 5 lutego 2015

Rozdział 2

Nowy Jork nie był taki jak mówili. Był o wiele wspanialszy. Powietrze pachniało spalinami, ale o wiele..świeższymi? Vegas było przepełnione smrodem, bandytami i krwią. Tu było inaczej, wszyscy się szanowali. Czuli się tak..rodzinnie? Był świeży poranek. Światło przebijało się przez chmury dając jasną powłoczkę. Po wczorajszym deszczu, wszystko było piękne. Spodziewałam się wielu kałuż, błota i rozwścieczonych kupców których deszcz przepędził z roboty. Ale było inaczej. Ludzie przechadzali się po ulicach, śmiejąc się i rozmawiając. Wszyscy byli dla siebie mili, to było dziwne. Wychowałam się w świecie z bólu, krwi i kłamstwa. To życie było inne, wspaniałe, niemal bajeczne. Weszłam na pobliski targ. Stragany były obstawione owocami i warzywami. Nie brakowało biżuterii, codziennych przedmiotów i zabawek. Przeszłam przez szereg towarów aż zaburczało mi w brzuchu. Miałam wiele okazji żeby coś zawinąć ale..coś mi w tym przeszkadzało. Tak jakby nie chciałam psuć dnia tym osobom. Psuć dnia? A czy oni martwili się o mój dzień? Czy zrobili coś żebym kiedykolwiek poczuła się kochana? Czy odrzucili miecz lecący w moją stronę? Jednak coś tutaj mnie onieśmielało. Nie widziałam żądzy mordu i kradzieży, którą wpajano mi od dzieciństwa. Nie widziałam innej drogi. Nawet na moment nie pomyślałam żeby coś zmienić. Czy to był błąd? Czy na prawdę chciałam to zmienić? Sama? Nie znałam teraz odpowiedzi na te pytania, ale coś kazało mi się zmienić. Burczenie stawało się coraz natarczywsze, dosłownie zwijałam się z głodu. Co prawda miałam pieniądze, ale było ich nie wiele. Musiały mi starczyć aż do następnej roboty. Musiałam kupić bandaż i jakieś leki. Zatrzymałam wzrok na jabłkach. Były takie czerwone i soczyste. Ślinka spłynęła mi po ustach. Natychmiast zlizałam ten akt słabości. Nie jadłam od..Ile to właściwie było? Trzy, cztery dni? Podeszłam do soczystych jabłek. Mój brzuch natychmiast dał o sobie znać. Może odrobinę za głośno niż powinien. Sprzedawca od razu mnie zauważył. Miał brązowe, roześmiane oczy i białe zęby. Ubrany był w brązową, skórzaną kurtkę. Myślałam że mnie odgoni. Robili tak często. Ale on zamiast tego zrobił coś dziwnego. Podał mi jabłko. Wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem,. Za darmo? Tak bez niczego? Przechyliłam głowę, odsłaniając szyję i wielkiego siniaka. Mężczyzna zmarszczył brwi.
-Co Ci się stało?
-Nic ja..miałam wypadek na rowerze. Części były uszkodzone i uderzyłam w drzewo
-O jej. Nic Ci nie jest? wyglądasz na głodną
-Nie ja tylko
Ponownie się uśmiechnął. Podał mi jabłko i pociągnął za moją dłoń. Mogłam go przewalić jednym zamachem ale nie stanowił zagrożenia. Chyba chciał mi pomóc.
-Co z rowerem?
-Nie dało się go już naprawić
- I nie masz na czym jeździć?
Kiwnęłam głową. W sumie to motor był rozwalony. Nie do końca kłamałam.
- Wiesz co? Chyba mam jakiś sprzęt na boku. Mogłabyś to jakoś odpracować
Dreszcz przeszedł mi po plecach. Już widzę tę pracę. Szybko zaprzeczyłam głową
-Chodziło mi o pracę w warsztacie. Wiesz mam zakład samochodowy, umiesz się tym zajmować?
-Tak, umiem rozłożyć i złożyć samochód do kupy. Mogłabym jakoś..zarobić?
-No jasne! Brakuje mi pracowników którzy się znają na robocie. Wiesz co? Za godzinę kończę pracę. Spotkamy się tutaj i pójdziemy do zakładu, ok?
Zastanowiłam się. Nie stanowił zagrożenia a praca zawsze jest spoko. Nie kłamałam - lubiłam grzebać przy autach. Mogłam się odprężyć i zarobić co nieco.
- Jestem Roy Founick - facet wyciągnął do mnie rękę.
- jestem Jessica Wroy- odpowiedziałam i nawet nie zdałam sobie sprawy, że użyłam prawdziwego imienia
***
Więc mam godzinę. Ruszyłam przed siebie ku nowym straganów. Jabłko było pyszne, dosłownie rozpływało się w ustach. Jadłam delektując się każdym kęsem, jednak pokusa głodu była zbyt silna. Ze smutkiem wyrzuciłam ogryzek do śmietnika. Przy następnym straganie coś mnie zaciekawiło. Mianowicie była to broń. Piękny, starannie wykonany miecz. Katana i do tego oryginalna. Podniosłam broń w ręce. Czarna ze srebrzystymi kamyczkami na rękojeści. Była niebywale lekka i szybka. Walczyłam już takimi, ale nigdy nie miałam swojej. Kupiec zabrał mi miecz i odłożył na miejsce. 
-Chyba nie powinnaś się bawić bronią co? 
-Zbieram je do ozdoby, ile ta kosztuje?
-Sam nie wiem, miecze są zawsze drogie!
-Ech nawet nie jest oryginalna - skłamałam - Widać to po zarysowaniu. O widzi Pan? Jest zamazane
-Niech to szlag! A przecież zapewniali mnie że to oryginalna broń! Niech to jej cena ogromnie spada. 
-Wie Pan. niech ją Pan dla mnie odłoży. Sprzedam ją potem do specjalnego ośrodka podróbek broni. Przetopią ją na metal albo wstawią do gabloty. Jest całkiem podobna do oryginału. 
-No dobra, odłożę. Ale nie będę czekał wiecznie! Mogę ją komuś sprzedać, no ale niech Ci będzie. Ufam Ci
Pokiwałam głową w uśmiechu. Katana była oryginałem. Była warta ponad 700 Euro. Nie miałam tyle. Musiałam zacząć oszczędzać, jeśli chciałam ją mieć. Skłoniłam głową na kupca i odeszłam dalej. Nie wiedziałam co zrobić. Nie chciałam odchodzić za daleko od targu bo wtedy z pewnością nie trafiłabym do Founick'a. Z drugiej strony chciałam się trochę rozejrzeć, zobaczyć gdzie są ślepe uliczki, gdzie skróty i gdzie się nie zapuszczać. Miałam cały dzień na łażenie bez celu i gapienie się na Nowy Jork. Wieczorem miałam dostać robotę i klucze do jakiegoś mieszkania. Nie liczyłam na luksusy, szczególnie po mojej ostatniej akcji. Zdenerwowałam Szefa i mogłam być mu wdzięczna, że jeszcze żyję. To prawda, miałam dość takiego życia. Ciągłe życie na krawędzi nie było łatwe. Ja chciałam jedynie odrobinkę miłości, chociaż trochę. Ale nikt mi jej nie dał. Czułam cholerną zazdrość kiedy mijałam pary czy śmiejących się przyjaciół. Usiadłam na ławeczce wpatrując się w niebo. Oczy bolały mnie coraz bardziej więc opuściłam głowę. Wtedy usłyszałam chłopaka z gazetami. Nawoływał coś o nowości i zamaskowanych bohaterach. Wstałam i z zaciekawieniem podeszłam po gazetę. Na zdjęciu na pierwszej stronie widniało Shuriken. Na następnej fotografii zobaczyłam zamazane sylwetki. Były ich trzy albo nawet pięć. Uciekały przed kamerami i goniły jakieś dziwnych ..ludzi? Ale jak kilka osób może wyglądać tak samo? Coś tu jest nie tak, czuję to. Zwróciłam chłopczykowi gazetę i wróciłam tam, gdzie umówiłam się z facetem od pracy. Czekał na mnie oparty o skrzynki z owocami. Kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się i pomachał mi ręką. Więc mówił serio? Może będę mieć jakąś normalną pracę! Facet zaprowadził mnie pod trochę stary zakład. Wprowadził mnie do środka i pokazał motor. Był czarny, dobrze zbudowany i chyba młodzieżowy.
- Umiesz go naprawić? Miał małą stłuczkę a bak z olejem rozlał się po częściach. Trzeba to jakoś wyczyścić. Proszę ciebie bo sam nie znam się na motorach.
Obejrzałam uważnie wgłębienie po stłuczce. Przejechałam palcem po brudnych od oleju rurach. Dało się zrobić. Nawet bardzo łatwo, jeśli się ma części.
- Spróbuję, ale potrzebuję jakiś narzędzi i nowego zderzaka.
Roy kiwnął głową i po chwili wrócił z szarą skrzyneczką. Nie było to wiele ale wystarczy. Nie muszę mieć najlepszych narzędzi.
-Dzisiaj jadę do sklepu po części, może załatwię ten zderzak - powiedział wpatrując się niepewnie w dziurę po zderzeniu -Na pewno dasz z tym radę?
-Naprawiałam już gorsze sprzęty - dodałam z uśmiechem
Mężczyzna kiwnął głową i poszedł naprawiać samochód. W warsztacie nie było innych pracowników, może dla tego że dzisiaj sobota? Wzruszyłam ramionami i zabrałam się do roboty. Odkręciłam zepsutą część i zdjęłam przeciekający bak z olejem. Robota była brudna, ale zawsze coś. Przejechałam brudną ręką po twarzy. Było gorąco, a zapach spalin nie ułatwiał mi roboty. Odłożyłam brudny sprzęt i wytarłam ręce o ziemie. Wstałam i poszłam spytać o szmatkę i wodę. Roy wybuchnął śmiechem na mój widok. Byłam cała umazana czarną smołą z baku. Rzuciłam mu pogardliwe spojrzenie i sama zaczęłam się śmiać.
-Imię Jessica kojarzy się raczej z jakąś czystą dziewczyną - właściciel zakładu nadal nie przestawał się śmiać
-W takim razie mów mi Jess - rzuciłam w niego szmatką z czarną substancją. Uwaliła ma włosy ale on tylko wybuchnął kolejnym atakiem śmiechu. Wzięłam ze stołka wodę z szmatką. Wróciłam do motoru i zajęłam się czyszczeniem. Wieczorem miałam spotkać się z Szefem, ponoć ma dla mnie jakąś robotę..

niedziela, 1 lutego 2015

Bronie


Kij Bō - wykonany z drewna lub bambusa,
 rzadziej z metalu,rodzaj broni używany w
 sztukach walki.Jego długość jest dobierana
 zależnie od posiadacza, ale zazwyczaj dochodzi
 do ok. 180 cm. Kij ten doskonale sprawdza się w walce. Z racji swej długości ma duży zasięg,
 co w bezpośrednim starciu przesądza nieraz o
 życiu lub śmierci. Bō może być używany nie
 tylko do bezpośredniego ataku, lecz także do
 obrony lub jako podpora przy wykonywaniu
 ciosów kończynami. Jest to broń typowo
 obuchowa i przeznaczona jest do zadawania
 takich właśnie obrażeń. W niektórych stylach
 bōjutsu bō traktuje się jak imitację włóczni (przyjmuje się, że z jednego końca znajduje się ostrze). Zazwyczaj jednak Bō traktuje się
 jako samodzielną broń. Kija Bō używa Donatello



Sai - inaczej „róg śmierci” to japońska broń kłuta,wykonana
 z metalu. Ninja używający tej broni walczą z dosyć krwawym
 nastawieniem. Składa się zramienia głównego (40-60 cm), czubka,
 którym uderza się przy rzucie i dwóch ramion bocznych , które są
 znacznie krótsze. Sai jest bardzo ostre, dzięki czemu
 potrafi przebić skórę na wylot. Ma zastosowania w otwartej walce,jak i
 nadaje się do rzucania. Boczne ramiona służą do blokowania przeciwników,
 łapanialub nawet złamania słabszej broni. Porywcze i brutalne
 tak jak jego wojownik - Raphael


Kusarigama - japońska broń stosowana głównie przez ninja.
 Składa się ona z sierpa połączonego z łańcuchem zakończonym
 obciążnikiem lub metalową kosą. Broń ta ma wiele zastosowań
 takich jak ogłuszenie przeciwnika obciążnikiem, wytrącenie bądź
 przechwycenie broni za pomocą łańcucha. Łańcuchem można było
 również złapać przeciwnika za kończynę, aby pozbawić go równowagi. Poza tym
 całość była doskonałą liną z hakiem do wspinaczki, a dzięki niewielkim rozmiarom
 Kusarigama była prosta w ukryciu.

Michelangelo korzysta z Kusarigamy połączonej z Nunchaku. Dokładniej jego Nunchaku posiada ukryte ostrze, dzięki czemu może być używane jako Kusarigama.


Nunchaku 
to broń obuchowa składająca się z dwóch pałek
połączonych ze sobą za pomocą łańcucha bądź linki. 
Wygląda niegroźnie, jednak jest bardzo niebezpieczną bronią. Jest łatwa do ukrycia i noszenia. Bronią można miażdżyć, przytrzymywać czy blokować, więc Nunchaku nadaje się do walki defensywnej jak i ofensywnej.


Katana -tradycyjny miecz japoński. Długość jego głowni osiąga
 powyżej 60 cm.  Rękojeść wykonana jest z wydrążonego drewna
 lub miedzi, z oplotem jedwabnym lub *w przypadku
 tradycyjnych katan* z oplotem ze
 specjalnie preparowanej cienkiej i wytrzymałej skóry 
rekina z drobnymi złotymi diamencikami. Ostrze o kształcie lekko
 wygiętym do góry i zaokrąglonym lub ściętym zakończeniu
 klingi. Bardzo wytrzymałe i zdolne przeciąć nawet trwalsze materiały.
 Tej broni używa Leonardo



Shuriken - japońska broń miotana używana przez ninja.
 Wykorzystywana do ręcznego miotania w celu przestraszenia przeciwnika. 
Potrafi przebić się do krwi albo pozbawić oka. Często miotano
 nimi z ukrycia lub dla zatrzymania pościgu. Pomimo tego co
 się powszechnie sądzi, broń ta niekoniecznie wyglądem
 przypominała "gwiazdkę". Shuriken jest wykonywany z rozmaitych
 przedmiotów codziennego użytku takich jak: igły, gwoździe,
 noże, monety i inne płaskie płyty metalowe. Każdy klan posiadał
 własne, niepowtarzalne shurikeny z wyrytymi znakami.



Shuriken Klanu Stopy mają 2 rodzaje. Są to cztero i
 ośmioramienne gwiazdki. Ramiona czteroramiennych są z
 jednej strony spłaszczone, a na środku broni posiadają dziurkę.
 Natomiast ośmioramienne shurikeny przypominają raczej
 puste w środku koło z lekko wykrzywionymi, ostrymi
 ramionami. Obydwa rodzaje są czarne.


wtorek, 27 stycznia 2015

Rozdział 1


-Ałć- jęknęłam kiedy pojazd w którym mnie wieźli podskoczył - Gdzie ja..
- Zamknij się! Już dojeżdżamy - warknął ochroniarz mojego szefa
Byłam cała obolała, moje usta pachniały krwią, lewe oko było rozmazane. Przypomniałam sobie wydarzenia z ostatniego dnia. A no tak - kara. Podparłam się na łokciu i spróbowałam wstać. Nagły ruch spowodował u mnie mdłości. Zwymiotowałam krwią. Byłam niezła z medycyny, ale nie mogłam stwierdzić czy moje żebra były złamane czy po prostu obite. Już wcześniej tak obrywałam. Ba nawet gorzej! Spytacie jak wpakowałam się do tego bagna? Byłam małą sierotą, której nikt nie chciał. Błąkałam się na ulicach i żebrałam. Wtedy poznałam jedną ważną zasadę. Chcesz coś? To po prostu sobie to weź. Już w wieku 6 lat byłam na tyle sprytna, żeby zagadać kobietę a kiedy ona pokazywała mi gdzie co jest - zwinąć owoce albo bułkę. Potem zrozumiałam że portfel da mi o wiele więcej. Byłam świetna w gimnastyce, ale kiedy wzięli mnie do domu dziecka straciłam to wszystko. Już nie mogłam chodzić gdzie mi się żywnie podoba. Musiałam chodzić do nędznej szkoły, z której i tak dużo zapamiętałam. Potem spotkałam Lisę, była taką samą złodziejką jak ja. Zaciągnęłyśmy się u Szefa i zaczęłyśmy kraść zawodowo. Ale to nie była łatwa robota. Musiałyśmy być silne, zwinne, posługiwać się bronią i znać podstawowe sztuki walki. Po każdej nieudanej robocie dostawałyśmy niezły wycisk. Musiałyśmy trenować, jakby od tego miało zależeć nasze życie. Bo zależało. Jeden niepoprawny ruch i kulka przebija Ci czaszkę. Widziałam jak wynosili zwłoki z sali tortur. Jednak potem zaczęło się robić gorzej. Zrekrutowali nas na zabijanie, chcieli osiągnąć w nas wolę zemsty. Sprzeciwiłyśmy się i to był błąd. Więc czemu jeszcze żyje? Bo nie dałam się obezwładnić. Przebiłam nożem rękę ochroniarza Szefa. To mu zaimponowało, stałam się na tyle dobra że mogłam rozwalić całą bandę jego sługusów. Lisa nie miała tyle szczęścia. Od dziecka była słaba, wystarczyło pokazać jej rozprute ciało a wymiotowała i zwijała się z płaczu. Ja nauczyłam się na to nie reagować, bo mogę skończyć tak jak zwłoki. I dzięki temu jeszcze żyje. Przełknęłam ślinę, połykając krew. Podparłam się o ścianę i pokuśtykałam do kierowcy. W ostatnim odcinku drogi wyprostowałam się i zacisnęłam zęby. Druga zasada - nie okazuj słabości. No chyba że ktoś jest na tyle głupi że Ci uwierzy. Ten trick często wykorzystywałam. Robiłam maślane oczy i zwijałam się z "bólu". Krzyczałam i płakałam, a kiedy mój wróg okazał się kompletnym amatorem i na zlitował się po prostu rozpruwałam mu gardło. Możecie sobie pomyśleć że mam jakąś chorobę psychiczną czy fobie, ale ja po prostu chce przeżyć. W każdej sekundzie Szef może mnie zabić jednym czerwonym przyciskiem. W moim ciele znajduje się dioda połączona z życiowym pilotem tego..Wystarczy że zrobię coś nie tak, a piorun z łatwością mnie zabije. Oczywiście stosuje się też lekkie porażenia. Ofiara -czyli w tym wypadku ja- traci przytomność na dobre 5-8 godzin. Zaraz gdzie my właściwie jesteśmy? Wyjrzałam przez okno. Jechaliśmy ogromnym mostem a pod nami rozlegał się pisk samochodów. Przecież to nie Vegas.
- Co to za miasto?- spytałam łysego faceta
- Nie mam rozkazów udzielać ci odpowiedzi ty..
Szybko wyciągnęłam mój scyzoryk i przyłożyłam kierowcy do gardła
- Gdzie jesteśmy? Gadaj albo rozpruję ci szyję!
Chwilę tak stałam po czym facet zaczął gadać
- Jesteśmy w Nowym Yorku, za kogo ty się uważasz ździro?!
Odłożyłam scyzoryk zostawiając wielką ranę na jego twarzy. Facet ryknął z bólu i chciał się na mnie rzucić, ale oddalił ten pomysł kiedy przypomniał sobie, że jest na autostradzie. Uśmiechnęłam się i wytarłam krew z ostrza. Więc New York? Przyznam nieźle to rozegrali. Cieszyłam się że zmienili miejscówkę, nie za bardzo lubiłam Vegas i tamtejsze ciągle oświetlone budynki. Ale tutaj było inaczej, w nocy było ciemno żadnych lamp ani codziennych imprez. Nie mogłam się doczekać pierwszej misji w nowym mieście. Odwróciłam się i weszłam do przyczepy dołączonej do furgonetki. Jechaliśmy szybko, ale nie bałam się że spadnę. Skoro jeszcze żyje, to raczej nie zginę po wypadnięciu z rozpędzonego auta. Przeskoczyłam i złapałam się drzwi. Wiatr szarpał mi moje czarne włosy, dotykając moich siniaków. Byłam głodna, a w przyczepie na pewno grali w pokera. Nie myliłam się - stół był obstawiony, a pięciu goryli Szefa obstawiało coraz to większe stawki. Nie zwrócili na mnie większej uwagi. Podeszłam do szafki i przyjrzałam się wnętrzu. Cola, chipsy, chrupki i piwo. Jeden z ochroniarzy zauważył moje przybycie i przeklął. Obróciłam tylko oczami, faceci byli tak pijani, że pewnie nie wiedzieli kim są.
- Hej mała, zarzuć piwkiem - powiedział jeden z tych obleśnych gnid
Wyjęłam potulnie piwo i odwróciłam się. Uśmiechnęłam się gniewnie i rzuciłam w oblecha. Butelka rozprysnęła się na jego głowie raniąc mu twarz. Teraz miał wielką czerwoną i zarysowaną kulkę na samym środku czoła. Odwróciłam się tyłem z zamiarem wyjęcia chipsów. Facet krzyknął i zaczął wymachiwać rękami. Wściekł się i podbiegł żeby mi przywalić. Przewidziałam to. Zrobiłam szybki obrót i popchnęłam go. Przywaliłam gościa do ściany i przytknęłam mu do szyi mój czerwony nożyk.
- Dotknij mnie a nie przeżyjesz - splunęłam mu na buty
Oderwałam rękę i wzięłam chipsy z szafki. W pokoju zostali czterej przerażeni mężczyźni. Nie musiałam wytężać słuchu żeby ich usłyszeć
- Więc serio jest taka dobra!
- Może jednak da z nimi radę?
- Ta jasne, małe wojsko ich nie poskromiło a myślisz że ona da radę? To chyba żart
Da radę? Więc to będzie grubsza misja? I o jakich "ich" chodzi? Unieszkodliwić kilka kolesi - to było łatwe. Zastanawiało mnie jednak czy faceci byli na tyle trzeźwi żeby gadać prawdę. Ale chyba by sobie tego nie wymyślili, jak 5 osób mogło myśleć o tym samym? Bo skoro małe wojsko nie dało im rady, to jak ja mam dać?

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Prolog

-No nie! -jęknęłam- Dawaj, no dalej!
Super zaraz dopadną mnie bandziory, a ten cholerny motor nie chce odpalić. Kolejny świetny dzień, znowu! Zeskoczyłam z motoru w ostatniej chwili, bo mój pracodawca rozwalił go doszczętnie. No i teraz nie mam jeszcze na czym jeździć. 
- Hej! To mój motor! - krzyknęłam z oburzenia
- Sądzę, że powinnaś się martwić o coś innego - krzyknął w moją stronę - kamery namierzyły Cię jak wchodziłaś do mojego biura, tuż po kradzieży
- Po prostu wciśnij im kit, że tobie też coś ukradli - krzyknęłam w złości- to nie moja wina, przecież mówiłeś że ochroniarze będą na jakiejś rąbanej imprezie! 
- Dokładnie na 8 piętrze! Powinnaś się domyślić, ty mała zdziro! - ostry ból przeszył mi policzek
Był ode mnie silniejszy, ale ja byłam zwinniejsza. Dla tego mnie zatrudnił, miałam wykradać cenne akta i obiekty. Tylko tak mogłam się utrzymać.
- To było ostatni raz, przysięgam
- Dobrze wiesz że ci nie wierzę, szmato!- splunął na mnie 
O nie, nie pozwolę się tak obrażać. Zrobiłam zamach i wywaliłam mu pięściom w brzuch. Mogłam go pokonać, tyle że po czterech godzinach uciekania, byłam wyczerpana. Facet pisnął i odskoczył w bok. Ścisnął dłoń w pięść a drugą nacisnął czerwony przycisk. Piorun przeszył moją skórę. Opadłam bezwładnie na kolana, zwijając się z bólu. Już po kilku sekundach go nie czułam. Słyszałam tylko słowa tego gnojka - Najpierw kara, potem szmal. I natychmiast zemdlałam



Raphael





Uwaga! Niektóre fragmenty zostały skopiowane ze strony: http://pl.tmnt-polska.wikia.com
Raphael jest jednym z głównych bohaterów. Jest najstarszy, najbardziej porywczy, impulsywny i buntowniczy z braci.
Wygląd:

Raph jest ciemnozielonym zmutowanym żółwiem. Ma jasnozielone oczy. Na jego skorupie można dostrzec kilka zadrapań, co dodaje Raphaelowi uroku buntownika. Z przodu po lewej stronie widać pęknięcie w kształcie pioruna. Jego czerwona maska jest poniszczona na końcach. Wydaje się być bardziej muskularny niż reszta braci, prawdopodobnie przez swoje ciągłe treningi. 

Osobowość:

Raphael jest twardy i najbardziej agresywny z żółwi. Walka to żywioł, w którym czuje się najlepiej. Woli działać zanim pomyśli, co często nie kończy się zbyt dobrze nie tylko dla niego, ale i dla drużyny. Jest wyjątkowo porywczy, a skomplikowane plany Donnie'go czy podchody Leo nie są przez niego zbyt lubiane. Woli otwartą i bezpośrednią walkę. Posiada sarkastyczne poczucie humoru i często kwestionuje przywództwo Leonarda, inteligencję Donatello czy poczytalność Michelangelo. Pomimo tego, nasz twardziel ma również miękką stronę. Gdyby go o nią zapytać, wszystkiego się wyprze lub po prostu przywali ci w twarz. Nigdy nie przyzna jak bardzo kocha swoich braci i się o nich troszczy. Przede wszystkim opiekuje się Mikey'm, który jest najmłodszy. Posiada również przyjaciela Spike'a, o którego się troszczy.

W przeszłości Raph przyznał, że nie jest w stanie być liderem i zrozumiał ciężar tego obowiązku.
“ Nie wiem jak to się stało. Po prostu... zamarłem. Co innego ryzykować własne życie, ale narażać swoich braci? ”
Historia:

Tuż przed mutacją, został kupiony wraz ze swym rodzeństwem w sklepie zoologicznym, przez Splintera, zwanego wówczas Hamato Yoshi.

Wychodząc ze sklepu, Hamato mija dziwnego mężczyznę, którego postanawia śledzić. Jednak owy człowiek, który tak naprawdę był Kraangiem, w ciele robota, imitującego człowieka, wyczuwa jego obecność i dochodzi między nimi do walki. Robot upuszcza fiolkę z mutagenem, w tym samym czasie mistrz upuszcza akwarium z żółwiami, prosto na znajdującą się na ziemi zawartość kapsuły.

Właśnie owy wypadek spowodował że żółwie wraz ze Splinterem, uległy mutacji. Po tym wydarzeniu cała rodzina przeniosła się do kanałów.

Donatello


Uwaga! Niektóre fragmenty zostały skopiowane ze strony: http://pl.tmnt-polska.wikia.com
Donatello jest jednym z głównych bohaterów. Jego wyjątkowa inteligencja pozwala mu na wymyślanie kolejnych ciekawych gadżetów i wynalazków. Niestety jest również najbardziej aspołeczny ze wszystkich braci. 


Wygląd:


Donnie jest zmutowanym żółwiem noszącym fioletową opaskę z wyjątkowo długimi końcami. Sam Donatello jest najwyższy i najchudszy z braci. Ma czerwone oczy. Wygląda na osobę cichą i inteligentną. Donnie ma lukę między przednimi zębami.
Osobowość:

Nie ma drugiego równie tak inteligentnego żółwia jak Donnie. Wciąż tworzy nowe wynalazki i gadżety, które bardzo pomagają żółwiom w ich akcjach. Mówi dużo, aby opisywać i wyjaśniać sytuację lub poprawić czyjeś błędy, co często irytuje jego braci. Stara się działać logicznie i analizuje wszystko co widzi wokół siebie. Niestety nie zawsze jest to dobra cecha. Pomimo niesamowitej inteligencji, Donatello jest również najbardziej aspołeczny ze wszystkich braci.

April podoba mu się odkąd ją tylko zobaczył, choć można nawet powiedzieć, że ma na jej punkcie obsesję. Często nie wie jak się zachować i gada przy niej głupoty, ale wciąż ma nadzieję, iż April go zauważy. 

Historia:


Tuż przed mutacją, został kupiony wraz ze swym rodzeństwem w sklepie zoologicznym, przez Splintera, zwanego wówczas Hamato Yoshi.

Wychodząc ze sklepu, Hamato mija dziwnego mężczyznę, którego postanawia śledzić. Jednak owy człowiek, który tak naprawdę był Kraangiem, w ciele robota, imitującego człowieka, wyczuwa jego obecność i dochodzi między nimi do walki. Robot upuszcza fiolkę z mutagenem, w tym samym czasie mistrz upuszcza akwarium z żółwiami, prosto na znajdującą się na ziemi zawartość kapsuły.

Właśnie owy wypadek spowodował że żółwie wraz ze Splinterem, uległy mutacji. Po tym wydarzeniu cała rodzina przeniosła się do kanałów.

Leonardo




Leonardo jest liderem i jednym z czterech głównych bohaterów. Jest młodszy od Raphaela, co czyni go prawie najstarszym bratem. Zawsze stara się stosować do zasad kodeksu Bushido i nauk mistrza Splintera.


Wygląd:

Leo jest szmaragdowozielonym żółwiem o niebieskich oczach. Nosi niebieską bandamę. Poprzez fakt, iż jest szczupły wydaje się być bardziej tajemniczy. Jego postawa dodaje mu również powagi, dzięki czemu daje wrażenie dobrego przywódcy. Jako broni używa dwóch katan.

Osobowość:


Leonardo jest najpoważniejszym i najbardziej zdyscyplinowanym ze wszystkich żółwi. Został liderem grupy, jednak cała odpowiedzialność, która się z tym wiążę czasem go przytłacza. Ogląda serial pod tytułem Gwiezdni Herosi i chce być dowódcą jakim jest Kapitan Ryan, główna postać serialu. Ma w zwyczaju zapamiętywać niektóre teksty Rayana i powtarzać je w trakcie walki, co denerwuje w szczególności Raphaela. Głównie stara się być dojrzały i odpowiedzialny za rodzeństwo, ale zdarzają się sytuacje, kiedy i on zachowuje się dziecinnie, co pokazuje, że mimo wszystko wciąż jest nastolatkiem jak i jego bracia. Jest bardzo opiekuńczy oraz gotów jest zrobić wszystko dla rodzeństwa. Czasami przez ciężar bycia liderem, Leo towarzyszy strach przed utratą najbliższych mu osób, jednak Splinter uspokaja go tłumacząc, że strach asystuje każdemu przywódcy i jest to brzemię, które musi nosić jako lider. 

Podkochuje się w Karai, ale swoich braci stawia ponad swoje uczucia do dziewczyny. 
Leonardo jest pokazany jako osoba stawiająca bezpieczeństwo innych ponad swoje własne. Wcześniej nieomal dwa razy poświęcił swoje życie, by ratować braci i Świat.

Historia:


Tuż przed mutacją, został kupiony wraz ze swym rodzeństwem w sklepie zoologicznym, przez Splintera, zwanego wówczas Hamato Yoshi.

Wychodząc ze sklepu, Hamato mija dziwnego mężczyznę, którego postanawia śledzić. Jednak owy człowiek, który tak naprawdę był Kraangiem, w ciele robota, imitującego człowieka, wyczuwa jego obecność i dochodzi między nimi do walki. Robot upuszcza fiolkę z mutagenem, w tym samym czasie mistrz upuszcza akwarium z żółwiami, prosto na znajdującą się na ziemi zawartość kapsuły.

Właśnie owy wypadek spowodował że żółwie wraz ze Splinterem, uległy mutacji. Po tym wydarzeniu cała rodzina przeniosła się do kanałów.

niedziela, 25 stycznia 2015

Splinter

Uwaga! Niektóre fragmenty zostały skopiowane ze strony: http://pl.tmnt-polska.wikia.com
Splinter jest nie tylko mistrzem nastoletnich żółwi, ale również ich przybranym ojcem. Jest niesamowicie mądry, spokojny, dojrzały oraz świetnie wyszkolony w sztuce Ninjutsu.
Wygląd:

Jako człowiek, Splinter był wysokim, muskularnym oraz szczupłym mężczyzną o ciemnych oczach i czarnych włosach. Gdy mieszkał w Japonii, nosił kimono z symbolem swojego klanu.

Już po mutacji, jako szczur, posiada czarno-brązowe futro (miejscami białe), wąsy oraz różowy nos i ogon. Wciąż nosi to samo kimono, w które ubierał się jako człowiek. Jest wyższy od żółwi.
Osobowość:

Splinter jest dla żółwi surowym lecz kochającym ojcem oraz mądrym i zdyscyplinowanym mistrzem. Przez lata szkoleń stał się prawdziwym mistrzem Ninjutsu groźnym wojownikiem. Za wszelką cenę stara się chronić swoją rodzinę oraz nauczyć swych synów wszystkiego, co potrafi, aby mogli sobie poradzić, gdy jego zabraknie.

Jest on wyjątkowo surowy, gdy chodzi o szkolenie synów i pozwolenie im na wyjście na powierzchnię. Czasem używa on dosyć ostrych metod w swoich lekcjach np. zabiera broń żółwi, aby nauczyli się nie polegać jedynie na swojej broni. Mimo wszystko chce on głównie tego, co najlepsze dla jego rodziny.

Największą obawą Splintera jest ponowna utrata swojej rodziny. Ukazuje strach przed tym, iż żółwie go zostawią, gdy nie będzie im potrzebny.

Michelangelo



Uwaga! Niektóre fragmenty zostały skopiowane ze strony: http://pl.tmnt-polska.wikia.com
Przeszłość:
Tuż przed mutacją, został kupiony wraz ze swym rodzeństwem w sklepie zoologicznym, przez Splintera , zwanego wówczas Hamato Yoshi. W retrospekcji mistrza widzimy jak jeden z młodych żółwi turla się, jest to właśnie Mikey.

Wychodząc ze sklepu, Hamato mija dziwnego mężczyznę, którego postanawia śledzić. Jednak owy człowiek, który tak naprawdę był Kraangiem, w ciele robota, imitującego człowieka, wyczuwa jego obecność i dochodzi między nimi do walki. Robot upuszcza fiolkę z mutagenem, w tym samym czasie mistrz upuszcza akwarium z żółwiami, prosto na znajdującą się na ziemi zawartość kapsuły.

Właśnie owy wypadek spowodował że żółwie wraz ze Splinterem, uległy mutacji. Po tym wydarzeniu cała rodzina przeniosła się do kanałów.
Wygląd i Osobowość:

Mikey jest jasnozielonym żółwiem, który nosi pomarańczową bandamę z najkrótszymi końcami. W moim opowiadaniu jest 14 latkiem. Ma jasnoniebieskie, dziecinne oczy, co sprawia, że wydaje się być jeszcze bardziej dziecinny od pozostałych członków rodziny. Jest najniższy i najmłodszy ze swoich braci, posiada piegi (pięć z prawej i cztery z lewej, swojej strony)

Mike jest najmłodszym, a co za tym idzie najmniej dojrzałym z braci. Entuzjastyczny, pozytywny, towarzyski i kreatywny to cechy, które idealnie opisują tego wesołego żółwia. Uwielbia bawić się, żartować i robić żarty swoim braciom. Uwielbia wszystko co nowe i na topie. Bardzo chciałby stać się częścią ludzkiego społeczeństwa. Twierdzi, że ludzie na pewno zaakceptowaliby ich, gdyby tylko dali im na to szansę. Jego roztrzepanie i lekka głupota, często sprowadza na grupę kłopoty. Mikey uwielbia również wymyślać nazwy dla nowych wrogów czy też mutantów a nawet urządzeń, jest bardzo niezadowolony, kiedy ktoś wymyśla je za niego. Jego ulubionym okrzykiem jest
Booyakasha! (czytaj buja-kasza)

Mimo wszystko przejmuje się tym, iż uważa się go za głupka. Zdaje sobie sprawę z faktu, że jest najsłabszy z braci, ale nie poddaje się i często jest na tyle odważny żeby zadać nowemu przeciwnikowi pierwszy cios.

Przykładowe zdjęcia